Tydzień temu przekonywałem, że pozytywne dywergencje pojawiające się na wykresach popularnych wskaźników technicznych zapowiadają podjęcie przez byki próby obrony kluczowych poziomów wsparcia. Na razie taka optymistyczna na krótką metę diagnoza okazała się słuszna. Po tym jak we wtorek WIG niebezpiecznie zbliżył się do ubiegłorocznych dołków, kupujący przystąpili do działania, oddalając groźbę przebicia wsparcia. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że środowy wyskok indeksu o 2,9 proc. był największą dzienną zwyżką od końca listopada ub.r. WIG kończył tydzień, wspinając się powyżej 38 tys. pkt, co jest poziomem najwyższym od połowy maja.
Uwagę zwraca też coraz większa odporność rynku na negatywne informacje, których nadal zresztą nie brakuje (i pewnie nie będzie brakowało jeszcze przez dłuższy czas). Dobrym przykładem były piątkowe notowania. Poranna przecena wywołana rozczarowującymi słowami Bena Bernankego i spekulacjami na temat opłakanej kondycji hiszpańskich banków została krok po kroku zniwelowana.
Na to nakłada się rosnąca siła relatywna polskiej giełdy względem indeksów zachodnich. Pod koniec tygodnia wskaźnik siły relatywnej WIG względem niemieckiego DAX był o krok od ustanowienia ponadtrzymiesięcznego maksimum. To zupełnie nowa jakość na tle tego, z czym mieliśmy do czynienia jeszcze do niedawna. Jeszcze w przedostatnim tygodniu maja siła relatywna naszego rynku znalazła się najniżej od marca 2009 r.
Można pokusić się o diagnozę, według której negatywne zjawiska znajdują ujście już „tylko" w pewnych segmentach rynku, ale niekoniecznie przekładają się na jego ogólny obraz. Jednym z tych segmentów jest oczywiście budownictwo, gdzie mamy spektakularne przykłady tego, jak drastyczny może być trend spadkowy.
Niemniej w skali całego rynku tendencja zniżkowa trwająca od połowy marca wyraźnie straciła impet. Pytanie jednak, czy należy już uznać ten trend za zakończony, czy może na tak radykalną diagnozę jest jeszcze za wcześnie? Optymizmem napawa fakt, że pozytywne dywergencje, o których pisałem przed tygodniem, nie tylko nie zaczęły zanikać, ale stały się jeszcze bardziej wyraziste. Słupki histogramu MACD wspięły się na pułap najwyższy od lutego, natomiast wskaźnik RSI po przebiciu opadającej linii wyprowadzonej z lutowego szczytu wspina się na coraz wyższe poziomy.