Do strachu przed konsekwencjami wojny handlowej dołączyły w ostatnim czasie obawy dotyczące spowolnienia w globalnej gospodarce. Taka mieszanka nie spodobała się inwestorom.
Wall Street straszy coraz mocniej
Efekty prób odreagowania niedawnych spadków, jakie mogliśmy obserwować na nowojorskim parkiecie w ostatnich dniach, raczej nie napawają optymizmem. Poniedziałkowy skok indeksów o prawie 3 proc. okazał się tylko jednorazowym incydentem i został w całości zniwelowany już następnego dnia. Dow Jones nie zdołał powrócić powyżej przełamanego wcześniej poziomu 24 tys. pkt i w minioną środę trzymał się jedynie minimalnie powyżej dołka z pierwszych dni lutego. Dynamiczne wahania nie sprzyjają wyjaśnieniu się sytuacji, a inwestorzy niezwykle nerwowo reagują na jakiekolwiek informacje z frontu handlowej wojny, toczonej przez Donalda Trumpa z resztą świata. Choć coraz bardziej wyraźnie widać, że to rodzaj negocjacyjnej rozgrywki i amerykański prezydent nie waha się zmieniać zdania i wspaniałomyślnie wyłączać z celnych restrykcji wybrane kraje, które dopiero co wpisał na czarną listę, to jednak wciąż istnieją obawy, że ta gra wymknie się spod kontroli i przerodzi w poważniejszy konflikt, o długofalowych konsekwencjach. A takiego scenariusza globalna gospodarka mogłaby nie wytrzymać, szczególnie że i bez dodatkowych kłopotów pojawiają się pierwsze sygnały, wskazujące na ryzyko spowolnienia. Na razie widoczne są one przez pryzmat wskaźników nastrojów, które jednak potwierdzają też niezbyt optymistyczne prognozy głównych ośrodków analitycznych, zakładające obniżenie tempa wzrostu PKB w najbliższych latach.
Śladem Wall Street, często z większą determinacją, podążają indeksy pozostałych głównych światowych parkietów. Mimo wtorkowego odreagowania DAX znajduje się wciąż w pobliżu dołków z kwietnia i sierpnia ubiegłego roku i 13 proc. poniżej szczytu z 23 stycznia obecnego roku. Tyle samo traci Nikkei, starając się bronić przed pogłębieniem spadkowej tendencji. Niewiele mniej, bo o 12 proc. w dół od końca stycznia poszedł Shanghai Composite. Gdyby skalą spadków na giełdach mierzyć obawy przed konsekwencjami handlowej wojny, „najlepiej" wypadają Stany Zjednoczone, gdzie główne indeksy tracą po około 10 proc.
Ropa nadal droga, ale o rekordy trudno
Impulsów sprzyjających zwyżce notowań ropy naftowej w ostatnim czasie nie brakowało, trudno się więc dziwić, że byki z tego skorzystały. Jednak ustanowienie lokalnych rekordów okazało się zadaniem zbyt trudnym. Miniony tydzień przyniósł niewielką korektę rajdu ropy naftowej. Od poniedziałku do środy ceny zniżkowały po około 2 proc. Tydzień wcześniej poszły jednak w górę o ponad 6 proc., w przypadku amerykańskiej WTI docierając do 66 dol. za baryłkę, a w przypadku Brent przekraczając nieznacznie 70 dol. To poziomy widziane poprzednio pod koniec stycznia. Tym razem nie udało się ich pokonać i wydaje się, że będą one stanowiły skuteczną barierę jeszcze przez dłuższy czas. Wśród czynników sprzyjających zwyżce należy wymienić przede wszystkim wzrost napięcia geopolitycznego, w tym zagrożenie związane z porozumieniem nuklearnym z Iranem oraz kłopoty z wydobyciem w Wenezueli. Wrażenie mogły też zrobić deklaracje przedstawicieli OPEC, dotyczące gotowości zawarcia długoterminowego porozumienia z Rosją oraz innymi producentami nienależącymi do kartelu, mającego obowiązywać nawet przez 20 lat. W przeciwnym kierunku działały prognozy zakładające, że wzrost podaży ze strony producentów niezrzeszonych w OPEC, a głównie ze Stanów Zjednoczonych, będzie wyższy niż tempo wzrostu popytu na surowiec. Ograniczenia popytu wynikać mają z prawdopodobnego obniżania się dynamiki wzrostu globalnej gospodarki, a obawy dodatkowo podsyca perspektywa wojny handlowej.
Wyhamowaniu uległa przecena na rynku miedzi. Notowania kontraktów terminowych, po przetestowaniu w miniony poniedziałek minimum z pierwszych dni grudnia ubiegłego roku, poszły lekko w górę, wracając do poziomu około 300 centów za funt. Szanse na trwalsze i mocniejsze odbicie wydają się jednak niewielkie, szczególnie w kontekście słabszych sygnałów, napływających ostatnio z gospodarki strefy euro oraz ze Stanów Zjednoczonych.