Jeszcze przez kilkanaście lat energetyka węglowa będzie stanowiła podstawę naszej struktury wytwarzania. Jej udział w 2030 r. ma sięgać 60 proc., a w perspektywie kolejnych dziesięciu lat spaść do 35 proc. O ile PGE nie zdecyduje się na nową odkrywkę Złoczew, zlokalizowaną 50 kilometrów od Elektrowni Bełchatów.
Obecny udział czarnego paliwa oscyluje wokół 80 proc. – Transformacja energetyczna w perspektywie 2040 r. będzie kosztowała 400 mld zł – powiedział pytany przez nas Krzysztof Tchórzewski, minister energii.
Dużo atomu
Zmniejszenie emisyjności naszej gospodarki ma zapewnić energetyka jądrowa. Pierwszy prąd z atomu popłynie do systemu ok. 2033 r. W tej perspektywie ma zostać uruchomiona elektrownia o mocy 1–1,5 GW. Docelowo resort energii chciałby mieć sześć bloków o łącznej mocy 6–9 GW.
To prawdopodobnie będzie najdroższy element układanki energetycznego miksu. Jak wskazał Tchórzewski, koszt budowy 1 MW szacowany jest obecnie na 20 mld zł. – Została podjęta decyzja o słuszności budowy energetyki jądrowej. To ogromne wyzwanie. Nakłady inwestycyjne są co prawda wysokie, ale koszty energii w tych jednostkach będą w przyszłości niższe niż koszty wytwarzania w źródłach konwencjonalnych – tłumaczył Tchórzewski. Wskazał przy tym, że włączenie atomu do systemu obniży emisyjność naszej gospodarki poniżej poziomu 550 kg CO2/MWh. Jak wynika z naszych informacji, na włączenie zeroemisyjnej energetyki naciskała Komisja Europejska. Kontrowersyjne jest jednak to, że ME decyduje się na duży udział atomu w miksie, nie mając jeszcze ustalonego modelu jego finansowania.
W OZE słońce i offshore
Zielona energetyka będzie się rozwijać, ale nierównomiernie. Resort energii pokazuje znaczący przyrost mocy z elektrowni słonecznych. Michał Kurtyka, wiceminister środowiska i prezydent COP24, z zadowoleniem zauważył fakt dużej kontrybucji fotowoltaiki w systemie z mocami na poziomie 10 GW w 2030 r. i 20 GW – w 2040 r.