Nie mogę powiedzieć, żebym nie został zraniony tym kryzysem

Z Andrzejem Gołotą, jednym z najbardziej znanych polskich bokserów, oraz inwestorem lokującym w nieruchomości, rozmawia Michał Śliwiński

Aktualizacja: 26.02.2017 12:18 Publikacja: 20.09.2008 07:56

[b]Panuje opinia, że jest Pan jednym z niewielu bokserów, którzy wiedzieli, jak zainwestować pieniądze otrzymane za walki w ringu. Gdzie Pan je inwestuje? Co interesuje Pana najbardziej: giełda, lokaty, fundusze nieruchomości?[/b]

Zdecydowanie nieruchomości.

[b]Nie inwestował Pan nigdy na giełdzie?[/b]

Kilka lat temu zainwestowałem w fundusze inwestycyjne - jednakże według mnie 10 proc. zysku w skali roku to za mało. Większą część wycofałem i ulokowałem w nieruchomości. Małą część zostawiłem na edukację dzieci. Miałem zawsze dość konserwatywne podejście do inwestycji. Oprócz funduszy inwestycyjnych i nieruchomości, pieniądze trzymałem w banku, na roczny stały procent - w ramach tzw. money market accounts.

[b]Inwestowanie w nieruchomości w USA, jak widać w ostatnich kilkunastu miesiącach, było jednak bardzo ryzykowne. Kryzys na papierach subprime, spadające ceny domów... Dużo Pan stracił?[/b]

Nie mogę powiedzieć, żebym nie został zraniony tym kryzysem, bo tak nie jest. Każdy w USA, kto inwestuje w nieruchomości, w negatywny sposób odczuł kryzys. Jednak - nie wiem, może dzięki wyczuciu - dwa lata temu udało mi się zakończyć wiele inwestycji. Czas pokazał, że była to trafna decyzja.

[b]Wiele się czyta w Polsce o tym, jak tanieją nieruchomości w USA. Jak to jest naprawdę? Większość Polaków zna to tylko z przekazów prasowych.[/b]

No cóż. Mogę podać przykład znany mi osobiście. Rok temu zaproponowano mi działkę do kupienia w fajnym miejscu na Florydzie. Cena wynosiła ponad pół miliona dolarów. Nie zdecydowałem się. Ostatnio dowiedziałem się, że propozycja wyjściowa od sprzedającego to już 200 tysięcy. To chyba pokazuje skalę przecen. Ludzie za mocno posiłkowali się pożyczkami przy kupnie mieszkań, za łatwo te kredyty były przyznawane. Ceny nieruchomości zaczęły spadać, banki domagały się spłaty kredytów, mnóstwo ludzi straciło majątek.

[b]Kiedy Pan zaczął inwestować w nieruchomości?[/b]

Pierwszą nieruchomość kupiłem w 1996 roku. Była położona w dobrym miejscu w Nowym Jorku.

[b]Jak dużo zarobił Pan na nieruchomościach i czy miał Pan jakiś "strzał życia"?[/b]

Nie chciałbym mówić o kwotach. Co do drugiej części pytania - jeszcze w ubiegłym stuleciu udało mi się zarobić kilka milionów dolarów na jednej z nieruchomości blisko Nowego Jorku.

[b]Czy teraz wciąż inwestuje Pan w nieruchomości?[/b]

Na razie patrzę i czekam. Tak naprawdę nikt nie wie, czy to dołek, czy nie. Szukam okazji. Ostatnio wspólnie z żoną oglądaliśmy piękną działkę rekreacyjną. Świetne miejsce nad jeziorem, dobry klimat. Powoli już zaczynamy szukać możliwości inwestycyjnych. Zwłaszcza że w Chicago wiele się zmienia nie do poznania

[b]To znaczy?[/b]

Sprzedawane są tereny w miejscach, gdzie normalny człowiek nie zapuszczał się prawie nigdy. Gdzie strach było przejść się lub nawet przejechać ulicą, w slumsach, w gettach. Trzy ogromne dzielnice zostały kompletnie wysiedlone i wyburzone. Cieszą się popularnością wśród potencjalnych nabywców. Ja również przyglądam się nieruchomościom tam położonym.

[b]Jak Pan sądzi, kiedy kryzys na rynku nieruchomości w USA się skończy, czy widać już jakiekolwiek oznaki końca dekoniunktury?[/b]

Sądzę, że potrwa jeszcze 3-4 lata, ponieważ ceny jeszcze się nie ustabilizowały. Tak twierdzą też specjaliści.

[b]Przez ten czas ma Pan zamiar inwestować na tym dość ryzykownym rynku?[/b]

Trzeba czekać na okazje i czasami trochę zaryzykować. Rynek nieruchomości w Stanach się zmienia. Pojawiają się nowe możliwości, choćby wspomniane już możliwości zamieszkania w zupełnie nowych dzielnicach, dotąd niedostępnych. Myślę, że to zjawisko trzeba będzie monitorować i być może, przy zachowaniu rozsądku, coś kupić.

[b]Czy posiłkował się Pan kredytami przy kupnie nieruchomości, jeżeli tak, to czy kredyty miały duży udział w wartości transakcji?Nigdy, przy żadnej transakcji nie posiłkowałem się kredytem. Zawsze wszystko kupowałem za gotówkę.[/b]

[b]To dlatego nie stracił Pan tak dużo, jak inni?[/b]

Zdecydowanie tak. Wielu inwestorów niestety "popłynęło" na kredytach hipotecznych.

[b]Rozumiem, że w interesach pomaga Panu żona, znany adwokat?[/b]

Tylko żona. To mój najlepszy i najpiękniejszy doradca. Ale to nie jest tak, że Andrzej Gołota daje kasę, a resztę załatwia żona. Nasze inwestycje są wspólne zarówno jeżeli chodzi o planowanie, jak i kupno czy sprzedaż.

[b]Czy kupował Pan nieruchomości tylko w USA?[/b]

Tak, zdecydowanie tak. Miałem kiedyś nieruchomości w Polsce, ale to stare dzieje.

[b]Jaki majątek ma Pan w gotówce, a jaki w nieruchomościach?[/b]

Teraz od 15 do 20 proc. mojego majątku to gotówka. Reszta to nieruchomości. Oczywiście, tak jak wspomniałem, nie jestem w żaden sposób zlewarowany kredytami.

[b]Czy nie myślał Pan ostatnio, żeby inwestować w nieruchomości w Polsce. Rynek polski niedawno przeżył boom cenowy. Nieruchomości podrożały nawet o 100 proc. w ciągu roku. Dopiero teraz sytuacja się ustabilizowała.[/b]

Mieszkam, żyję i pracuję w Chicago. Trudno stąd nadzorować inwestycje w Polsce. Równie trudno o zaufanych ludzi. Tak więc, jeżeli chodzi o inwestycje w nieruchomości, ograniczam się do USA.

[b]A może jakieś inne interesy w Polsce?[/b]

Ten sam problem. Za daleko. Jak nie ma właściciela na miejscu, to niestety nie można wszystkiego dopilnować.

[b]Na czym Pan więcej zarobił, na boksie czy na nieruchomościach?[/b]

Żebym w ogóle mógł zaistnieć jako biznesmen, to oczywiście potrzebne były pieniądze z boksu. Później już poważne dochody dawały mi inwestycje w nieruchomości. Trudno tak na szybko oszacować, na czym więcej zarobiłem. Sądzę jednak, że na inwestycjach.

[b]Czy będzie Pan miał szansę powalczyć jeszcze o któryś z pasów najbardziej prestiżowych federacji?[/b]

Następna walka za niecałe dwa miesiące w Chinach. Nie znam jeszcze przeciwnika. Na pewno będzie to dobry pięściarz. Wymieniane były nazwiska takie jak: Briggs, Austin lub McCline, prawie na pewno będzie to Ray Austin. Co do walki o mistrzostwo, to w tej chwili celuję w pas federacji WBC. Mam nadzieję, że dostanę szansę. Do listopadowej walki przygotowuję się już od dwóch miesięcy. Chcę wyjść jak najlepiej przygotowany i oczywiście postaram się wygrać.

[b]Co Pan ma zamiar robić po zakończeniu kariery bokserskiej?[/b]

Na pewno ze sportem nie zerwę, chociaż nie będzie już bardzo intensywnych treningów. Pewnie będę więcej odpoczywał i oczywiście starał się zarabiać, chociażby na inwestowaniu w nieruchomości.

[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]

[ramka][b]Andrzej Gołota[/b]

Na zawodowym ringu zadebiutował w 1992 roku. W sumie stoczył 50 walk. Wygrał 41 razy, w tym 33 razy przed czasem. Sześć razy przegrał, trzy razy zremisował. Za swoje największe walki w karierze Andrzej

Gołota, zdaniem specjalistów, inkasował nawet po 2 mln dolarów. Takich walk było co najmniej pięć (Riddick Bowe - dwa razy, Lennox Lewis, Mike Tyson, John Ruiz, Lamon Brewster, Chris Byrd). Oprócz gaż za walki, Polak miał czasami udział w zyskach za transmisje telewizyjne w systemie "Pay per View", głównie w telewizji HBO.

W sumie na zawodowym ringu mógł zarobić od dziesięciu do kilkunastu milionów dolarów. 7 listopada Andrzeja Gołotę czeka kolejna walka w chińskim Chengdu. Najprawdopodobniej rywalem Polaka będzie Ray Austin, który ponad rok temu przegrał walkę o mistrza świata z Władimirem Kliczko.

Andrzej Gołota jest wciąż jednym z najbardziej popularnych polskich sportowców. W Stanach Zjednoczonych, według badań opinii, należy do najbardziej rozpoznawalnych Polaków. Ustępuje tylko papieżowi Janowi Pawłowi II, wyprzedza Lecha Wałęsę.[/ramka]

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy