Gdy słucha się prezesa NBP Adama Glapińskiego, można odnieść wrażenie, że „wszystko dzieje się najlepiej na tym najlepszym z możebnych światów". Polska gospodarka rozwija się najszybciej od 2011 r., a mimo to jest w idealnej równowadze, nie widać presji płacowej ani inflacyjnej. To może być wprawdzie urzędowy optymizm, ale wielu ekonomistów przyznaje, że w polskiej gospodarce trudno właściwie znaleźć słabe punkty, a jeśli coś może pokrzyżować scenariusz szybkiego rozwoju, to czynniki zewnętrzne. Ostrzegają na przykład, że gospodarka Eurolandu nie będzie już rosła tak szybko, jak w 2017 r., wskutek czego zwolni wzrost polskiego eksportu. Pan się z tym zgadza?
Ja akurat uważam, że eksport może sprawić nam pozytywną niespodziankę. Proszę pamiętać, że w strefie euro są jeszcze trzy duże kraje, które mają potencjał, aby rozwijać się szybciej: Francja, Włochy i Hiszpania. Wszystkie te państwa mają wciąż wysokie bezrobocie i sporą przestrzeń do zwiększania aktywności zawodowej. Spodziewam się, że wzrost PKB strefy euro pozostanie solidny, utrzyma się powyżej 2 proc. To będzie wspierało wzrost polskiego eksportu, choć jednocześnie przyspieszy też zapewne wzrost importu. Napędzało będzie go ożywienie w inwestycjach.
Mimo to pańskie prognozy dotyczące rozwoju polskiej gospodarki w najbliższych latach należą do tych ostrożnych. Nie wierzy pan w to, że wzrost PKB utrzyma się powyżej 4 proc.?
Nasz podstawowy scenariusz zakłada, że w 2018 r. PKB urośnie o 3,8 proc. Rozkład ryzyka dla tej prognozy nie jest jednak symetryczny, tzn. w tym momencie bardziej prawdopodobne wydaje się to, że rzeczywistość okaże się lepsza, niż to, że będzie gorsza. Przede wszystkim sytuacja na rynku pracy może się poprawiać szybciej, niż oczekujemy. Koniunktura na tym rynku już od trzech lat zaskakiwała ekonomistów, więc trzeba się liczyć z tym, że znów tak będzie. Niewykluczone, że aktywność zawodowa Polaków będzie rosła szybciej, niż założyliśmy, a w efekcie szybciej będzie się zwiększało zatrudnienie i konsumpcja.
Spowolnienie wzrostu PKB, którego spodziewa się pan w podstawowym scenariuszu, ma być głównie skutkiem wyhamowania wzrostu konsumpcji?