Inwestorzy powinni przestać traktować kryzys z 2008 roku jako jednorazowy wstrząs, który zostawiliśmy daleko w tyle. Możemy cieszyć się teraz z tego, że polska i amerykańska gospodarka szybko rosną, strefa euro przechodzi solidną ekspansję ekonomiczną, a obawy o „twarde lądowanie" Chin jak dotąd się nie zmaterializowały. Możemy również się radować, że liczące się indeksy giełdowe są obecnie o wiele wyżej niż podczas krachu sprzed dziesięciu lat. Amerykański S&P 500 zyskał w tym czasie ponad 130 proc. i niedawno ustanawiał rekord za rekordem, japoński Nikkei 225 wzrósł o 85 proc., niemiecki DAX o ponad 90 proc., a polski WIG o 47 proc. Wielu inwestorów, którzy jesienią 2008 r. załamywali ręce, później odrobiło straty ze sporą nawiązką.
Czy jednak można mówić, że kryzys jest już dawno za nami? Nie, gdyż sporą częścią problemów, które do niego doprowadziły, zajęto się tylko powierzchownie lub wcale. Za jakiś czas znów mogą dać o sobie znać – z nową siłą.
Góra długu
Kryzys z 2008 r. miał m.in. oblicze zadłużeniowe. Jego zapalnikiem były straty ponoszone przez instytucje finansowe na instrumentach finansowych opartych na długu hipotecznym o niskiej jakości (subprime). Kolejna fala kryzysu, która uderzyła w strefę euro, koncentrowała się na długu publicznym. Dało o sobie znać również zjawisko delewarowania: gospodarstwa domowe i spółki, wychodząc z długów, zmniejszały wydatki i pozbywały się części aktywów, banki mniej chętnie udzielały pożyczek, a to ciągnęło gospodarki w recesję. Można więc zaliczyć nadmierne zadłużenie (hipoteczne, rządowe...) za jedną z przyczyn kryzysu.
Czy sytuacja pod tym względem mocno się zmieniła się przez ostatnich dziesięć lat? Według danych Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF) całe światowe zadłużenie sięgnęło na koniec pierwszego kwartału 2018 r. rekordowego poziomu 247 bln USD, czyli 318 proc. PKB naszej planety. Ta góra długu jest większa o ponad 70 bln USD niż przed upadkiem Lehman Brothers. W ciągu dziesięciu lat powstało więc zadłużenie bliskie jednej trzeciej globalnego PKB!
Nieco inne dane podają analitycy UBS. Według nich w latach 2008–2017 globalne zadłużenie zwiększyło się aż o 51 proc. światowego PKB. Dla porównania w latach 2002–2008, czyli w okresie przedkryzysowego boomu, wzrosło o 55 proc. światowego PKB. O ile jednak przed 2008 r. dwie trzecie nowego długu stanowiły zobowiązania banków, to później banki zmniejszały swoje długi. Do rekordowych poziomów rosło za to zadłużenie rządów, które ratowały je przed upadkiem podczas kryzysu. Tylko w państwach Unii Europejskiej w latach 2008–2012 udzielono bezpośredniej pomocy publicznej dla banków wartej łącznie 601 mld USD i gwarancji na 5,29 bln USD. Pomoc i gwarancje dla banków pochłonęły wówczas łącznie równowartość blisko 80 proc. PKB Irlandii, 47 proc. PKB Grecji i 17 proc. PKB Cypru. Problemy banków z toksycznymi aktywami przekształciły się przez to w kryzys strefy euro.