Kurs akcji PKO BP spadał we wtorek chwilowo nawet o 9 proc., do poniżej 34 zł, czyli kapitalizacja największego polskiego banku stopniała o 4 mld zł.
Skąd nagła rezygnacja?
W ten sposób rynek zareagował na informację o rezygnacji Zbigniewa Jagiełły z funkcji prezesa PKO BP. Będzie ją sprawował do zamknięcia zwyczajnego walnego zgromadzenia, które zwołano na 7 czerwca. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że prezes będzie w tym czasie na urlopie. Zgodnie ze statutem banku pracami zarządu do czasu wyboru nowego prezesa będzie kierował szef ryzyka, czyli wiceprezes Piotr Mazur. Być może potrwa to dłużej, do zatwierdzenia nowego prezesa przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Rynek jest zaskoczony decyzją Jagiełły, który został powołany na prezesa w październiku 2009 r. i jest wyjątkiem wśród szefów spółek Skarbu Państwa, bo rotacja na stanowiskach prezesów w takich firmach jest ogromna. Jemu zaś udało się przetrwać prawie 12 lat, z których mniej więcej po połowie przypadło najpierw na rządy PO, a teraz PiS. Przetrwał w tym czasie parę prób strącenia go ze stanowiska.
Jagiełło nie podał przyczyn rezygnacji, we wtorek nie udało nam się z nim skontaktować. Ustąpił po upłynięciu niespełna jednego roku z trzyletniej kadencji. Skarb Państwa, mający 29,4 proc. akcji, zawnioskował o zmiany w radzie nadzorczej na najbliższe walne zgromadzenie (ten organ powołuje i odwołuje prezesa). Być może, ale nie jest to przesądzone, mogłoby to później doprowadzić do próby odwołania Jagiełły.
– W moim odczuciu nastąpił splot różnych wydarzeń, który skłonił prezesa do złożenia rezygnacji. Kieruje bankiem od lat, przeprowadził transformację cyfrową i zostawia go w dobrej kondycji. Być może spodziewał się, że dostanie ofertę nie do odrzucenia, więc to mogło skłonić go do rezygnacji – twierdzi jeden z naszych rozmówców chcących zachować anonimowość.