1. CRYPTOPIA, NOWA ZELANDIA | Największa platforma w Nowej Zelandii została zaatakowana przez hakerów w połowie stycznia. Przez kilka tygodni klienci nie mieli w ogóle dostępu do swoich kont. W toku policyjnego śledztwa ustalono, że straty sięgnęły 16 mln USD. Łupem złodziei padły głównie ethery. W maju platforma wznowiła działalność, ale po dziesięciu dniach złożono wniosek o upadłość. Procesem likwidacyjnym zajęła się firma audytorska Grant Thornton. Giełda miała blisko 900 tys. klientów, którzy posiadali 400 różnych kryptoaktywów.
2. DRAGONEX, SINGAPUR | „Napad" na giełdę z Singapuru został przeprowadzony pod koniec marca. Na początku władze platformy nie ujawniały wielkości strat, ale po kilku dniach poinformowały za pośrednictwem Telegrama, że skradziono aktywa o wartości 7 mln USD. Hakerzy ukradli głównie bitcony, ethery, XRP, litecoiny, EOS-y oraz tethery. Giełda nie zapewniła użytkowników, że odzyskają utracone środki. Zapowiedziała jednak program rekompensat, w ramach którego klienci otrzymają ekwiwalent w postaci tetherów lub Dragon Tokenów. DragonEX wciąż działa. Jest na 291. miejscu pod względem wolumenu obrotów w rankingu coinpaprika.com.
3. BITHUMB, KOREA POŁUDNIOWA | W marcu ofiarą ataku hakerskiego padła także znana giełda z Korei Południowej Bithumb. Skradziono EOS-y o wartości 13 mln USD oraz XRP o wartości 6,2 mln USD. Co ciekawe, w 2018 r. platforma również została okradziona – wówczas na łączną kwotę 31 mln USD. Marcowy atak, jak sugerowali właściciele giełdy, mógł być przeprowadzony przez kogoś z wewnątrz organizacji. Brakowało bowiem jakichkolwiek śladów zewnętrznej ingerencji. Co istotne, skradzione środki były własnością giełdy, nie klientów. Bithumb wciąż działa i jest na 24. miejscu w rankingu wolumenu obrotów portalu coinpaprika.com.
4. BINANCE, MALTA | Jedna z największych giełd kryptowalutowych na świecie (piąte miejsce pod względem wolumenu) została zaatakowana w maju. Łupem hakerów padło 7000 bitcoinów, wartych wówczas 40,7 mln USD. Środki zostały skradzione z tzw. gorących portfeli, czyli tych, które są podłączone do sieci internetowej (zapewniają płynność). Firma od razu poinformowała, że na tego typu portfelach przechowywała tylko 2 proc. wszystkich swoich aktywów. Handel został wstrzymany na tydzień, zgodnie z przyjętymi procedurami bezpieczeństwa. 15 maja platforma wznowiła działalność. Władze Binance zapewniły, że użytkownicy otrzymają zwrot utraconych środków z funduszu bezpieczeństwa SAFU (Secure Asset Fund for Users), do którego trafia 10 proc. pobieranych prowizji.