Kto dziś pamięta miliarderów Aleksandra Gudzowatego, Ryszarda Krauzego czy Marka Profusa? Czy za dziesięć lat ktokolwiek będzie kojarzył te nazwiska? A był taki bogacz Ignacy Korwin-Milewski (1846–1926), który kochał malarstwo. Stworzył kolekcję ok. 200 wybitnych obrazów młodych wówczas polskich malarzy, np. Aleksandra Gierymskiego, Józefa Chełmońskiego czy Leona Wyczółkowskiego.
Dziś, ilekroć na rynku pojawi się obraz z kolekcji Milewskiego, jego postać odżywa. W największych muzeach przy sztandarowych polskich obrazach wiszą tabliczki z napisem: „Z kolekcji Ignacego Korwin-Milewskiego". Taką tabliczkę umieszczono np. przy „Stańczyku" Jana Matejki i przy obrazie „Babie lato" Chełmońskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie. Obok tych obrazów przechodzą miliony ludzi i każdy wykrzykuje: „O, z kolekcji Milewskiego!".
Milewski oszukał śmierć. Kupując sztukę, kupił nieśmiertelność. Dziś polscy miliarderzy też zostaliby zapamiętani na wieki, gdyby fundowali muzea, biblioteki lub świetne wyższe uczelnie.
Aukcja skazana na sukces
Piszę o Milewskim, ponieważ 24 sierpnia Sopocki Dom Aukcyjny (www.sda.pl) wystawi na aukcji obraz z jego kolekcji. To wielka rynkowa rzadkość, sensacja. To obraz Wincentego Wodzinowskiego „Baba ciągnąca chłopa". Mecenas sztuki Milewski zbudował Wodzinowskiemu pracownię.
Na obrazie widzimy front karczmy. W błocie leży chłop, ogląda się na drzwi... Baba bezlitośnie ciągnie go do domu. W obrazie zawarta jest sugestia, że wszystkiemu winien żydowski karczmarz, który wygląda za dobrym klientem.