10% czy 50% - ile zarobiły fundusze emerytalne

W opublikowanym 14 maja tekście pod tytułem "OFE zarobiły 10% przez cztery lata" Jacek Maliszewski napisał: "Od początku działalności OFE zarobiły na czysto dla swoich klientów 3,36 miliarda złotych (różnica między wartością otrzymanych pieniędzy z ZUS, a wartością aktywów netto na koniec kwietnia 2003 r.). W ujęciu procentowym oznacza to zwiększenie wartości aktywów netto o 9,61% w stosunku do kwoty otrzymanej od ZUS"...

Publikacja: 05.06.2003 10:03

"Obawiam się, że nadal OFE będą osiągać słabe wyniki. Do tej pory główne zyski z inwestycji kapitałowych pochodziły ze skarbowych papierów dłużnych. Tymczasem hossa na tym rynku powoli dobiega końca".

Stwierdzenia te zachęciły do polemiki osoby związane z rynkiem funduszy emerytalnych.

W "Parkiecie" z 14 maja br. opublikowany został artykuł Jacka Maliszewskiego "OFE zarobiły 10% przez cztery lata". Budzi on zdziwienie, szczególnie że został opublikowany w dzienniku kompetentnie i obiektywnie informującym o rynkach finansowych. Niestety, tekst ten ani kompetencją, ani obiektywizmem nie grzeszy.

Autor prezentuje trzy tezy. Pierwszą, że Otwarte Fundusze Emerytalne zarobiły mało, co w odniesieniu do sytuacji na polskim rynku finansowym jest nieprawdą; drugą, że powinny więcej inwestować na giełdzie, co uwzględniając utrzymującą się na niej dekoniunkturę, jest dyskusyjne, oraz trzecią, że należy na emeryturę dodatkowo zaoszczędzić - i tu akurat z autorem trzeba się zgodzić.

Redaktor Maliszewski powiada, że Otwarte Fundusze Emerytalne zarobiły dla swoich klientów w ciągu czterech lat 10%. Otóż efektywność funduszy emerytalnych mierzy się w sposób trochę bardziej skomplikowany niż ten, który przyjął redaktor Maliszewski. Średnia ważona stopa zwrotu (nominalna) z okresu od września 1999 r. do końca grudnia 2002 r. wyniosła, według obliczeń Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, 50,3%, przy wskaźniku inflacji 16,6%. Natomiast Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych, instytucja, którą trudno posądzić o pobłażliwość dla zarządzających funduszami emerytalnymi, podaje, że w krótszym okresie, bo w latach 2000-2002, nominalna średnia stopa zwrotu wszystkich OFE osiągnęła 38%.

Redaktor Maliszewski twierdzi, że Otwarte Fundusze Emerytalne źle inwestowały, a ich zyski pochodzą głównie ze skarbowych papierów dłużnych. Wynikałoby z tego, że na polskim rynku kapitałowym istniały w ostatnich latach znacznie lepsze możliwości, które OFE, przestrzegając obowiązujących je przepisów inwestycyjnych, mogły wykorzystać, osiągając wyraźnie wyższe wyniki. Podstawowe wskaźniki istotne dla rynku finansowego, zestawione ze stopą zwrotu OFE, pokazują jednak coś innego.

Z przytoczonych wskaźników wynika, że fundusze emerytalne dobrze dostosowały się do sytuacji ekonomicznej i w trudnych warunkach załamania gospodarczego prowadziły skuteczną politykę inwestycyjną, skuteczniejszą niż na przykład fundusze zrównoważone, o zbliżonej strukturze portfeli. A że angażowały się w skarbowe papiery dłużne? OFE mają obowiązek takiego kształtowania swych inwestycji, by były one najkorzystniejsze dla członków funduszy, a nie dla tego czy innego segmentu rynku finansowego.

Odpowiedź autora

Zawarte w moim artykule podsumowującym dokonania Otwartych Funduszy Emerytalnych w kwietniu 2003 roku twierdzenie, że OFE zarobiły przez cztery lata "mało" dla swoich klientów jest być może mało precyzyjne, ale nie mogę zgodzić się z poglądem, że "w odniesieniu do sytuacji na polskim rynku finansowym jest nieprawdą". Spróbuję efekty działalności funduszy odnieść do jakiejś wartości bazowej. Bazą odniesienia może być wiele różnego rodzaju wielkości. Zwrócę uwagę może na jedną szczególną propozycję. Otóż gdy powstawał projekt reformy emerytalnej, jej twórcy przekonywali wszystkich zainteresowanych, że stworzenie Otwartych Funduszy Emerytalnych jest najlepszą formą inwestowania pieniędzy przyszłych emerytów. Na sugestie, iż wystarczyłoby odkładać pieniądze obywateli na specjalne konta bankowe, twórcy reformy wskazywali, że wyspecjalizowani doradcy inwestycyjni zarobią więcej dla przyszłych emerytów, niż gdyby obywatele sami odkładali pieniądze do banku.Okazuje się jednak, że przez cztery lata samodzielnego systematycznego oszczędzania w banku, statystyczny Kowalski miałby teraz znacznie więcej na swym koncie niż na koncie OFE zarządzanym przez specjalistów. Jeśli zwykły obywatel, nie znający się kompletnie na finansach jest w stanie przez cztery lata zgromadzić na koncie bankowym więcej środków pieniężnych niż zarządzający specjaliści, to chyba mamy prawo używać pojęcia "mało".

Pani Lewicka zapewne zauważy, że przecież przez te cztery lata trwała bessa na rynku akcji, która przetrzebiła portfele OFE. To prawda. Ale czy ktoś zmuszał zarządzających, by dokonywali tak śmiałych zakupów akcji, szczególnie pod koniec szaleństwa internetowego? Dziś zarządzający ponoszą konsekwencję swej nierozwagi.

Okazuje się, że niektóre fragmenty mojego artykułu zostały przeczytane bez zrozumienia lub wręcz pominięte. Powtórzę wobec tego raz jeszcze. Wcale nie twierdzę, że OFE powinny inwestować więcej na rynku akcji. Zastanawia mnie jedynie fakt, że trzy lata temu podczas szaleństwa internetowego i tworzenia się bąbla spekulacyjnego, zarządzający OFE napełniali portfele akcjami pełnymi garściami, podczas gdy obecnie, po trzech latach bessy, stają się ostrożni. Czy nie dziwi Pani to, że w 2000 roku akcje takich firm, jak KGHM, Prokom, ComputerLand i wiele innych były kupowane w olbrzymich ilościach, po cenach kilkakrotnie wyższych od obecnych, a dziś te same akcje są sprzedawane - często z kilkudziesięcioprocentową stratą? Nie zachęcam OFE do kupowania akcji. Osobiście uważam, iż bessa na rynku akcji jeszcze nie uległa zakończeniu. Wytykam jedynie brak konsekwencji w zachowaniu zarządzających aktywami.

Oczywiście efektywność funduszy emerytalnych można mierzyć w sposób bardziej skomplikowany. Istnieje jednak bardzo istotna kwestia zdefiniowania, co rozumiemy pod pojęciem "stopa zwrotu". Definicji takich może być całe mnóstwo. Dla przeciętnego zjadacza chleba najistotniejsze jest to, o jaką wartość pieniężną zwiększy się jego kapitał na skutek działań inwestycyjnych. Jeśli statystyczny Kowalski przez cztery lata otrzymał od ZUS na swój rachunek w OFE dajmy na to 100 jednostek pieniężnych, a po czterech latach na jego rachunku widnieje 110 jednostek pieniężnych, to znaczy, że w ciągu tych czterech lat zarządzający aktywami zarobili dla niego 10 jednostek pieniężnych, czyż nie tak? A to oznacza, iż te dodatkowo zarobione 10 jednostek pieniężnych stanowi 10% środków, jakimi dysponował zarządzający. Tak definiowana stopa zwrotu jest znacznym uproszczeniem. Poniżej przedstawiam nieco inną metodologię obliczania stopy zwrotu. Podkreślę jeszcze raz, iż interesuje mnie JEDYNIE efektywna stopa zwrotu dla klientów OFE, rozumiana jako przyrost masy pieniężnej na rachunku, wynikająca z działań inwestycyjnych bez uwzględniania kosztów transakcyjnych.

Bardzo dobrze, że aż 70% środków OFE zaangażowały w papiery dłużne. Gdyby było na odwrót, efekt końcowy byłby opłakany. Jeśli chodzi o "[...] obowiązek takiego kształtowania swych inwestycji, by były one najkorzystniejsze dla członków funduszu [...]", to jak nazwać sytuację, gdy na przełomie 1999 i 2000 roku oraz jeszcze w roku 2000 i 2001 OFE dokonywały śmiałych zakupów akcji - głównie z sektora IT, podczas gdy rozsądnie myślący inwestor (czyli nie szalony spekulant) unikał jak ognia tego typu inwestycji, wiedząc, że abstrakcyjne poziomy cenowe są jedynie wynikiem nadmuchanego bąbla spekulacyjnego? Na dodatek po trzech latach te same akcje nagle zaczęły parzyć w ręce (Elektrim, KGHM itp.). Czy to aby na pewno działanie korzystne dla swych klientów?

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego