Rynki nie wierzą Hausnerowi

Z Johnem Lomaxem, strategiem z Europe, Middle East and Africa Emerging Equities HSBC, rozmawia Michał Garapich

Publikacja: 03.11.2003 09:09

Czego rynki światowe obawiają się, obserwując Polskę?

Przede wszystkim nieuporządkowanych finansów publicznych. Polsce grozi deficyt w wysokości 5-6,5% PKB w przyszłym roku, a możliwe, że i większy. Rynki po prostu nie wierzą, że rząd jest obecnie w stanie wprowadzić taką politykę fiskalną, która by temu zaradziła.

Tak więc nie uwierzył Pan w plany cięć w wydatkach przedstawione przez wicepremiera Hausnera?

Rynek nam mówi, że plan jest albo nieefektywny, albo możliwości jego wprowadzenia niepewne. Deficyt jest spory, a wydatki rosną, ale, w odróżnieniu od USA, gdzie zachodzi obecnie to samo, nie napędza to wzrostu gospodarczego. Czego naprawdę rynki oczekują od Polski, to bardziej oszczędnej polityki fiskalnej, ale jednocześnie trochę luźniejszej polityki monetarnej. Szczerze mówiąc, nie wierzę, że do czegoś takiego w Polsce dojdzie w najbliższym czasie.

Nie wierzy więc Pan, że dojdzie do naprawy finansów publicznych?

Rynki nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Nie bardzo tylko wiemy, czy dlatego, że plany wicepremiera są niewystarczające, czy też po prostu niewiarygodne. Może jedno i drugie.

Czyli nie dość, że kosmetyka, to jeszcze do tego niewiarygodna?

Nie chodzi o to, czy to kosmetyka, czy nie, ale czy rynki uważają ją za część ogólnego planu, mającego w przyszłości doprowadzić do osiągnięcia przez Polskę limitu deficytu zatwierdzonego w Maastricht. Najwyraźniej tak nie jest i rynki dobrze o tym wiedzą, traktując pomysły Hausnera bardzo sceptycznie.

Co więc powinien zrobić wicepremier?

Cóż, uważam, że obecny spadek wartości złotego powinien stać się pobudką dla rządu. Ze słabą walutą rząd musi być o wiele bardziej realistyczny w swoich fiskalnych posunięciach. Możemy się więc spodziewać kolejnych planów wicepremiera, bardziej solidarnego poparcia, jego posunięć w rządzie. Na pewno będzie coraz więcej prób przekonania rynków, że to, co jest proponowane, jest wykonalne. Wydaje mi się, że to powinno wystarczyć, aby na razie złotego ustabilizować.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że warunkiem umocnienia się polskiej waluty jest uwierzenie przez rynki w to, co mówi Hausner. Ale nie jest tak źle, jak by się wydawało. W takich sytuacjach politycy, widząc kiepskie reakcje rynków, podejmują dodatkowe i nadzwyczajne wysiłki, by wpłynąć na sposób myślenia ludzi. Tak więc często jest tak, że wotum nieufności ze strony rynków jest bodźcem dla polityków, by składali bardziej wiarygodne i sensowne deklaracje. Mam więc nadzieję, że wkrótce wicepremier Hausner wystąpi właśnie z czymś takim - propozycją bardziej wiarygodnej polityki fiskalnej, co szybko umocni złotego.

Czyli, że aby było lepiej, najpierw musi być bardzo źle?

Przykro mi, ale nie wiem, na ile sytuacja musi się w Polsce pogorszyć, aby skłonić polskich polityków do przedstawienia wiarygodnych planów reformy.

Powtarzam przy tym, nie chodzi o to, czy planowane są jakieś kosmetyczne posunięcia czy nie, ale o to, czy rynki uwierzą, że są one wykonalne i są elementem szerszej strategii finansowej, mającej na celu zmniejszenie deficytu. Prawda jest taka, że to nie miało miejsca: rynki nie uwierzyły Hausnerowi. Jego ministrowie nie poparli go zbyt entuzjastycznie, a nawet nie wiadomo, czy te cięcia w ogóle dojdą do skutku. Oczywiście, że byłoby idealnie, aby Polska osiągnęła limit deficytu z Maastricht. Wszyscy bylibyśmy wówczas miłośnikami polskiej gospodarki. Ale problem polega na tym, że na razie nie ma na to szans, możemy o tym zapomnieć. Na razie chcielibyśmy widzieć wiarygodny i realny plan doprowadzenia do deficytu w wysokości 3% PKB, w rozsądnym czasie. Oczekujemy również, że rząd stanie murem za Hausnerem i powie: akceptujemy, że należy w tym celu uczynić to i to. Tak więc deficyt w wysokości 5,5% PKB czy ilekolwiek on w przyszłym roku wyniesie, nie jest sam w sobie problemem, pod warunkiem, że jest wpisany w plan, który ma zapewnić osiągnięcie standardów zatwierdzonych w Maastricht.Wizerunkowi Polski jako niezbyt atrakcyjnego miejsca do inwestycji niezbyt pomógł ostatni raport Transparency International. Polska okazała się krajem najbardziej skorumpowanym i posiadającym najmniej przejrzyste procedury spośród 10 kandydatów do Unii Europejskiej. Jak zostało to przyjęte przez Pana?

Nie ukrywam, że postrzeganie, np. węgierskich instytucji jest inne niż polskich. Instytucje węgierskie są oceniane jako bardziej przyjazne dla biznesu, bardziej przejrzyste, pragmatyczne i czytelne. Inwestorzy zagraniczni generalnie nie mają kłopotów z rozeznaniem się w prawie lub z przewidzeniem posunięć węgierskich polityków. W przeciwieństwie do tego, inwestorzy zagraniczni często nie wiedzą, co jest w Polsce grane, trudno im się zorientować w waszej rzeczywistości. Przy tym sposób działania niektórych instytucji pozostawia wiele do życzenia. Nadal jednak pozostaję optymistą i sympatykiem polskiego rynku. Niewątpliwie wejście w struktury UE usprawni wiele polskich instytucji, gdyż integracja europejska to potężna siła wprowadzająca większą przejrzystość i efektywniejsze zarządzanie. Z pożytkiem dla obu stron.

Dziękuję za rozmowę.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego