Fundusze sekurytyzacyjne osiągają wysokie stopy zwrotu. Np. jeden z funduszy zarządzanych przez TFI Copernicus Capital w ciągu 2 lat osiągnął stopę zwrotu na poziomie ponad 396 proc. Miesięczna stopa zwrotu innego przekroczyła ostatnio 20 proc.
Przeważają stare długi
Fundusze sekurytyzacyjne są stosunkowo młode. Pierwsze z nich zaczęły powstawać w 2005 r. - W tej chwili skala sekurytyzacji nie jest jeszcze na takim poziomie, jak ma to miejsce na bardziej rozwiniętych rynkach zagranicznych. Możemy raczej mówić o kupowaniu długów niż sekurytyzacji w ścisłym tego słowa znaczeniu - ocenia Małgorzata Główka, członek zarządu TFI Intrum Justitia, założyciela pierwszego funduszu sekurytyzacyjnego w Polsce.
Według niej, większość wierzytelności, która trafia do takich funduszy, to długi, których termin spłaty już upłynął. - Wciąż mało jest podmiotów, których wierzytelności dotyczą bieżącego portfela, czyli np. takich, które nie są jeszcze wymagalne - dodaje. Egzekwowanie zaległych pieniędzy od dłużników jest często mało skuteczne. Z informacji uzyskanych od Kruka, firmy obsługującej wierzytelności czterech funduszy sekurytyzacyjnych, wynika, że jeśli od upływu terminu spłaty minął niecały miesiąc, udaje się ściągnąć od 75 do 99 proc. Powyżej miesiąca skuteczność ta drastycznie spada.
Tymczasem banki i inne podmioty nie kwapią się, żeby oddawać swój tzw. "zdrowy portfel", czyli długi spłacane na bieżąco. - Od samego początku fundusze sekurytyzacyjne nabywały wyłącznie portfele wierzytelności przeterminowanych i do tego naprawdę starych. Obecnie sytuacja uległa pewnej zmianie. Zdarzają się transakcje na portfelach wierzytelności relatywnie młodych. Nadal jednak główni dostawcy wierzytelności, czyli banki, firmy z sektora telekomunikacyjnego, a także leasingodawcy odsprzedają mocno przeterminowane długi - ocenia mecenas Artur Zapała, partner w kancelarii Dewey & LeBoeuf.