Choć na rynku trudno uciec obecnie przed nerwową atmosferą, w krajobrazie giełdy zmienia się niewiele. WIG20 monotonnie oscyluje wokół 2950 punktów, analitycy uparcie wskazują te same niedowartościowane spółki, a inwestorzy wciąż trzymają się od nich z daleka. I tak jest od dobrych kilku miesięcy?
Branżą, którą od dawna już krajowi inwestorzy darzą największą chyba niechęcią, jest deweloperka. Żaden indeks giełdowy nie stracił w bieżącym roku tak dużo, jak WIG-Deweloperzy. Średnia giełdowa reprezentująca sprzedawców nieruchomości spadła od początku stycznia już blisko 20 procent. Jakie są przyczyny takiej sytuacji? Zdaniem specjalistów, złożył się na to przede wszystkim negatywny nastrój związany z kryzysem hipotecznym w USA oraz pęknięciem naszej rodzimej "budowlanej bańki" w połowie ubiegłego roku. Efekt? Awersja inwestorów do nieruchomości jest tak duża, że nawet krajowe FIZ nieruchomości notowane są do 20 proc. poniżej wartości aktywów. A inny skutek uboczny jest taki, że - zdaniem analityków - giełdowi deweloperzy wyceniani są przez rynek sporo poniżej "wartości wewnętrznej".
Jeżeli przyjrzymy się wycenom spółek deweloperskich wydanym w kwietniu, to okaże się, że przeciętne dyskonto (różnica między wyceną a notowaniami) wynosi aż 35 proc. W rankingu firm o największym potencjale wzrostu przoduje J. W. Construction. Według raportu DM IDMSA z 10 kwietnia, godziwa wycena akcji firmy Józefa Wojciechowskiego to 44,2 zł, podczas gdy 30 kwietnia handlowano nimi po 28 zł. Na drugim miejscu w klasyfikacji plasuje się Warimpex, którego analitycy UniCredit CA IB wycenili (również 10 kwietnia) na 35,21 zł, podczas gdy inwestorzy płacili za papiery 23,15 zł. Niewiele gorzej wypada Orco Group. W tym przypadku "wartość wewnętrzna", według specjalistów UniCredit CA IB, wynosi 282,7 zł. A za ile można nabyć walory na rynku? Na ostatniej sesji kwietnia kurs zamknięcia wyniósł 186,9 zł.
Nie taki diabeł straszny
Co jest źródłem tak dużych rozbieżności w opiniach inwestorów i analityków? Przede wszystkim widoki na przyszłość w sektorze deweloperskim. Choć wśród inwestorów wydają się przeważać obawy co do perspektyw branży, poglądy analityków są zgoła inne. Według specjalistów, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Wśród fachowców zajmujących się sektorem nieruchomości dominuje opinia, że po słabym IV kwartale ubiegłego roku rynek wyraźnie wraca do normy. Zdaniem większości analityków, ceny mieszkań w nadchodzącym roku utrzymają się na względnie stabilnym poziomie. Mimo wzrostu stóp procentowych nie brak jest paliwa dla popytu na mieszkania. Dostarcza go dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń, a co za tym idzie, zwiększająca się zdolność kredytowa Polaków. Kacper Źak, analityk DI BRE Banku, zwraca uwagę na jeszcze jeden czynnik. - "Umacnianie złotego wobec euro i USD będzie sprzyjać repatriacji Polaków (z emigracji zarobkowej) i umacnianiu popytu. Podobna sytuacja była w Irlandii po wejściu do UE (najpierw emigracja i po kilku latach powroty)" - czytamy w ostatniej rekomendacji dotyczącej Domu Development. Wiele więc wskazuje, że obawy inwestorów są w dużym stopniu przesadzone. Niewykluczone, że jeśli opinie analityków się potwierdzą, najbardziej niechciana branża stanie się wkrótce czarnym koniem warszawskiego parkietu.