Kiedy w II połowie września na wykresie WIG20 pojawił się młot z ponadprzeciętnym dolnym cieniem, wielu inwestorów zadawało sobie pytanie, czy powtórzy się sytuacja, która już kilkukrotnie w tym roku miała miejsce i każdorazowo kończyła się dwutygodniowym, a czasem i dłużej trwającym, odreagowaniem. Na decyzję rynku w sprawie potwierdzenia formacji młota gracze musieli czekać do ostatnich minut piątkowej sesji. Jej zamknięcie powyżej poprzedniego korpusu wskazywało na to, że GPW udało się "kupić czas",
który pozwoliłby myśleć o ataku na główną linię bessy. Wątpliwości budził jednak styl, w jakim ów sygnał kupna został potwierdzony.
Poniedziałkowe notowania te obiekcje jeszcze bardziej wzmocniły. Popyt nie był w stanie spożytkować wyraźnego wsparcia ze strony wskaźników (utrzymującego się
sygnału kupna na MACD, sporego potencjału wzrostowego szybkich oscylatorów), który był asem w rękawie byków przed sesją.
Najwyraźniej bliskość głównej linii bessy oraz przebiegającej opodal EMA-55 dały się jednak mocno we znaki. Inwestorzy, mając do wyboru frontalny atak na zgromadzenie oporów w rejonie 2550 pkt i realizację zysków po 250-pkt rajdzie z minimów bessy, wybrali drugie rozwiązanie.