Od czasu kryzysu z lat 1997 – 1999 kraje azjatyckie zbudowały pokaźne rezerwy walutowe i upowszechniły płynne kursy walutowe, jednocześnie zmniejszając dźwignię finansową. Jednakże to pozwoli jedynie na przetrwanie sztormu, kłopotów, według gazety, Azjaci nie unikną. Szczególna jest sytuacja Indii. Szacuje się, że deprecjacja rupii względem dolara o 10 proc. powoduje spadek siły nabywczej o 1,1 – 1,2 proc. Import droższych surowców można wszak skompensować częściowo za pomocą bardziej rentownego po deprecjacji eksportu, ale drogie surowce wywołują również presję inflacyjną wewnątrz kraju. Rzecz jasna rosną ceny energii, transportu, nawozów, żywności, dóbr podstawowych.
Ucieczkę kapitału z Indii na skutek spodziewanej mniejszej różnicy w stopach procentowych władze Indii chcą zniwelować promując prywatne inwestycje krajowe. Tymczasem nadchodzące turbulencje powstrzymują przedsiębiorców przed inwestowaniem kapitału. Zamknięta zdaje się być także droga do stymulacji gospodarki za pomocą wydatków publicznych. Minister finansów Indii Chidambaram Palaniappan zamierza trzymać deficyt na relatywnie bezpiecznym poziomie 4, 8 proc. PKB. Indie jednak mają kłopot ze ściąganiem podatków, spadające przychody budżetowe muszą oznaczać cięcia fiskalne, w przeciwnym razie będzie to kolejny bodziec proinflacyjny. Póki co interweniowała hinduska Rezerwa Federalna (Reserve Bank of India – RBI). Na zamknięciu rynku dolar w czwartek kosztował 66, 55 rupii, a w piątek 65.70. Drożały rządowe dziesięciolatki, oprocentowanie spadło z 8.78 proc. do 8.60.