Dlatego też większość ekspertów nie spodziewa się, że rozpoczęte w piątek, w angielskiej miejscowości Horsham ich dwudniowe spotkanie da znaczące rezultaty.

Jest ono wstępem do zaplanowanego na 2 kwietnia londyńskiego szczytu przywódców Grupy. W skład G20 wchodzą najbogatsze państwa świata, Unia Europejska oraz kluczowe gospodarki wschodzące.

Stany Zjednoczone chcą, żeby państwa G20 zwiększyły wydatki na plany stymulacyjne dla gospodarek. Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA, zaproponował przed spotkaniem ministrów, by każdy kraj Grupy łożył na nie 2 proc. PKB. Głównymi oponentami tego pomysłu są Niemcy, Francja i Rosja. Państwa strefy euro w zamian chcą skupić się w większym stopniu na regulacji rynków.

Pośrednie stanowisko wobec tych koncepcji zajmuje Londyn. W piątek Alistair Darling, brytyjski kanclerz skarbu, wezwał kraje G20 do powstrzymania instytucji finansowych przed nadmiernym lewarowaniem aktywów.

Tymczasem ekonomiści coraz mocniej tną prognozy dla światowej gospodarki. Specjaliści z Goldman Sachs obniżyli je po raz drugi w ciągu tego miesiąca. Według nowych przewidywań, globalny PKB zmaleje w tym roku o 1 proc. Na początku marca prognozowali spadek o 0,6 proc., a jeszcze wcześniej tylko o 0,2 proc.