Węgry zasłynęły tym, że jako jedyny kraj w zapaści gospodarczej wymówiły pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego, po skorzystaniu z pakietu wartego 25 mld euro. Były też pierwszym krajem, który po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku zwrócił się do funduszu o pomoc. Latem tego roku rząd postanowił naprawić gospodarkę własnymi siłami i pomysłami. Niektóre z nich są bardzo drastyczne. Kraj jest pogrążony w recesji, najgłębszej od 18 lat.
[srodtytul]Cięcia i podwyżki[/srodtytul]
W obniżeniu wydatków państwa ma pomóc przede wszystkim radykalna kuracja odchudzająca w administracji państwowej — pracę straci 30 tysięcy pracowników z 690 tys. tam zatrudnionych. Ci którzy zostaną dostaną podwyżkę o 4-5 proc., z tym, że ich place zostaną na tym poziomie zamrożone. Również o 5 proc. mają zostać ograniczone wydatki państwa. Dodatkowo jeszcze wprowadzony zostanie podatek od produkcji przemysłowej, a przez 3 lata nowym podatkiem mają być obłożone usługi telekomunikacyjne, finansowe, produkcja energii oraz handel. Z tego źródła władze oczekują wpływów wartych przynajmniej 1,2 mld euro. PIT ma być liniowy na poziomie 16 proc. Do 10 proc spadnie CIT dla firm małych i średnich.
Najwięcej kontrowersji budzą zmiany w systemach emerytalnych. Poszukując środków na ratowanie państwa rząd uznał, że pieniądze obowiązkowo wpłacane do prywatnych funduszy emerytalnych będą bardziej bezpieczne pod państwowym zarządem i liczy, że przynajmniej 90 proc. 2,7 mld, jakie się tam znalazły wróci do państwa. Połowa z tych pieniędzy jest ulokowana w obligacjach rządowych. Dodatkowo zawiesił również wpłaty do funduszy, co przyniesie 1,8 mld oszczędności w tym i przyszłym roku. Zdaniem analityków oznacza to odwrót od reformy emerytalnej, zaś przedstawiciele prywatnych funduszy wręcz mówią o nacjonalizacji.
Te pieniądze mają posłużyć do załatania dziury w państwowym systemie emerytalnym, oraz obniżeniu zadłużenia państwa. — Indywidualne rachunki nie zostaną zamknięte, a środki na nich zgromadzone zostaną pożyczone państwu i posłużą do ograniczenia długu. — Czego byśmy nie zrobili, te pieniądze i tak są bezpieczne, bo nie byłyby przecież wykorzystywane do 2040 roku. Zaś cały system będzie normalnie funkcjonował, ponieważ dzięki temu posunięciu powstanie milion nowych miejsc pracy i urodzi się dodatkowy milion dzieci. Gdybyśmy nie zdecydowali się na to posunięcie, to i system państwowy i prywatny szybko okazałyby się niewypłacalne — tłumaczył minister finansów.