Minęło ponad pół roku od dnia, w którym Szwajcarski Bank Narodowy (SNB), uznawany za jedną z najbardziej wiarygodnych instytucji na świecie, niespodziewanie porzucił minimalny kurs euro wobec franka, wywołując panikę na rynkach i wystawiając na próbę własną reputację. Choć kurz na rynkach już opadł, a inwestorzy wyleczyli rany, silna waluta coraz mocniej dusi szwajcarską gospodarkę.
Ta w pierwszych trzech miesiącach roku skurczyła się o 0,2 proc. i wszystko wskazuje na to, że drugi kwartał również był na minusie, co w języku ekonomii nazywane jest techniczną recesją (pierwszą w tym kraju od czasu globalnego kryzysu lat 2008–2009). Helwetów bez wątpienia czeka trudny rok; największy szwajcarski bank UBS spodziewa się, że w całym 2015 r. gospodarka alpejskiego kraju powiększy się tylko o 0,5 proc. w porównaniu z 2 proc. w 2014 r.
Drożsi od Niemców
Tak słaby wynik to efekt załamania eksportu w kilku kluczowych dla gospodarki branżach. Ponieważ licząca zaledwie 8 mln mieszkańców Szwajcaria nie jest w stanie wchłonąć zbyt wielu produkowanych w kraju towarów, być albo nie być wielu przedsiębiorstw zależy od popytu z zagranicy. A europejscy partnerzy handlowi w ostatnich miesiącach mniej chętnie kupują drogie szwajcarskie wyroby.
Wśród największych przegranych są producenci maszyn i metali. SwissMEM, organizacja zrzeszająca firmy z tej branży, podaje, że w pierwszej połowie tego roku liczba nowych zamówień skurczyła się o prawie 15 proc., a sprzedaż o 7 proc. w porównaniu z pierwszym półroczem poprzedniego roku. Jedna trzecia firm prognozuje, że w tym roku znajdzie się pod kreską. – Sytuacja jest naprawdę poważna. Lecimy samolotem bez pilota i mało kto zdaje sobie sprawę, że kierujemy się wprost na ścianę – obrazowo opisuje sytuację w swojej firmie Rolf Muster, szef Schaublin Machines, specjalizującej się w produkcji urządzeń precyzyjnych. Od stycznia do maja Muster stracił ok. 60 proc. zamówień i był zmuszony zwolnić dziesięciu pracowników, a kolejnym 35 skrócić wymiar pracy. – Inwestujemy ok. 10 proc. dochodów w badania i rozwój, żeby poprawić konkurencyjność. Po decyzji SNB Niemcy, nasi najwięksi konkurenci, z dnia na dzień zyskali 15-proc. przewagę cenową, nie inwestując nawet centa – zżyma się przedsiębiorca.
Co ciekawe, tym, którzy 15 stycznia 2015 r. krzyczeli najgłośniej, frankowy szok aż tak mocno nie zaszkodził. Mowa o producentach zegarków. Największy z nich, szwajcarski Swatch, przyznaje, że silna waluta odebrała firmie ok. 0,5 mld franków zysku w pierwszym półroczu, ale sprzedaż wzrosła, głównie dzięki silnemu popytowi z Azji. – Spodziewamy się dobrej drugiej połowy roku – mówią przedstawiciele firmy.