Co łączy białoruską panienkę do towarzystwa z amerykańskimi wyborami prezydenckimi z 2016 roku? Okazuje się, że całkiem sporo. Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny opublikował jakiś czas temu w mediach społecznościowych film „Seksłowczyni demaskuje łapówkarza". Ujawnił zdjęcia i filmy z instagramowego konta Nastii Rybki, białoruskiej „escort girl", pokazujące imprezę na jachcie Olega Deripaski, jednego z najbogatszych rosyjskich oligarchów, w której wziął udział również rosyjski wicepremier Siergiej Prichodźko. Do tego spotkania miało dojść w sierpniu 2016 r. u wybrzeży Norwegii. Na jednym z nagrań Deripaska tłumaczy Prychodźce, dlaczego relacje amerykańsko-rosyjskie są tak napięte, i powołuje się przy tym na wiedzę pozyskaną od swoich kontaktów w amerykańskim Departamencie Stanu z czasów administracji Baracka Obamy. Nawalny wskazuje to nagranie jako poszlakę wskazującą na rosyjską ingerencję w amerykańskie wybory prezydenckie. Od dłuższego czasu prezydent Donald Trump jest podejrzewany, że dzięki tej ingerencji wygrał wybory. Paul Manafort, jeden z szefów kampanii wyborczej Trumpa, pracował swego czasu jako lobbysta dla Deripaski. Czy rzeczywiście mieliśmy jednak do czynienia z rosyjską ingerencją w wybory na korzyść Trumpa? Wiele poszlak wskazuje bowiem, że ta ingerencja miała formę prowokacji mających zaszkodzić Trumpowi, a pomóc Hillary Clinton.
Nieuchwytny agent
Deripaska daje o sobie znać nie pierwszy raz w kontekście amerykańskich wyborów. Na początku lutego telewizja Fox News opublikowała serię esemesów pomiędzy Adamem Waldmanem, lobbystą pracującym dla Deripaski, a Adamem Warnerem, demokratycznym senatorem zasiadającym w Komisji ds. Służb Specjalnych. Waldman proponował Warnerowi spotkanie z Christopherem Steele'em, byłym funkcjonariuszem brytyjskich służb wywiadowczych, który stworzył dossier na temat rzekomych związków kampanii Trumpa z Rosją. Warner pisze w jednym z esemesów, że „nie chce zostawić śladu na papierze" po tym spotkaniu. I trudno się temu dziwić, bo kontakty z lobbystą pracującym dla oligarchy objętego zakazem wjazdu do USA (z powodu podejrzeń o jego związki z przestępczością zorganizowaną) nie są czymś, czym można się chwalić. Dlaczego jednak lobbysta Deripaski chciał zaaranżować spotkanie wpływowego senatora ze Steele'em? Charles Grassley, republikański przewodniczący senackiej komisji ds. wymiaru sprawiedliwości, zapytał więc listownie londyńską kancelarię obsługującą Deripaskę, czy ten oligarcha kiedykolwiek zatrudniał Steele'a. Jeśli nie, to czemu jego ludzie organizowali Steele'owi spotkania?
Christopher Steele to jedna z kluczowych postaci afery z rosyjską ingerencją w amerykańskie wybory prezydenckie. Był on przez wiele lat funkcjonariuszem MI6, specjalistą od Rosji, który badał m.in. sprawę otrucia polonem płk. Aleksandra Litwinienki. Po odejściu ze służb założył prywatną firmę wywiadowczą Orbis Business Intelligence. W trakcie kampanii prezydenckiej z 2016 r. dostał zlecenie od firmy Fusion GPS na napisanie dossier poświęconego rosyjskim związkom Trumpa. Fusion GPS to firma profesjonalnie szukająca brudów na kandydatów startujących w wyborach. Zlecenie na Trumpa dostała poprzez kancelarię prawną PerkinsCole, a było ono opłacane przez kampanię wyborczą Hillary Clinton i Narodowy Komitet Demokratów. Steele sporządził swoje dossier na podstawie niemal wyłącznie źródeł związanych z Kremlem, które były przy nim zadziwiająco „gadatliwe". Swobodnie rozmawiał m.in. z wysokiej rangi byłym funkcjonariuszem rosyjskiego wywiadu pracującym w kancelarii Putina i wysokiej rangi pracownikiem MSZ Federacji Rosyjskiej. Dokument sporządzony na podstawie tych rozmów przez Steele'a został opublikowany przez portal Buzzfeed w styczniu 2017 r., tuż przed inauguracją prezydencką Trumpa. Steele przedstawił wcześniej tekst tego dossier dziennikarzom „New York Timesa", „Washington Post", „New Yorkera", CNN i Yahoo News, które potraktowały je jednak bardzo ostrożnie. Raport trafił też do FBI i CIA. CIA na podstawie dossier Steele'a przedstawiła własny raport poświęcony domniemanym rosyjskim związkom Trumpa (NSA, czyli amerykańska agencja wywiadu elektronicznego, sceptycznie traktowała jego ustalenia, wskazując, że zbyt duża ich część została zapewniona przez obce służby wywiadowcze). Według raportu kongresmena Devina Nunesa, republikańskiego przewodniczącego komisji ds. wywiadu Izby Reprezentantów, ten raport posłużył administracji Obamy do nielegalnego podsłuchiwania sztabu wyborczego Trumpa. Co jednak się znalazło w raporcie Steele'a? Twierdzenia zawierające dużą liczbę błędów merytorycznych i ewidentnych fałszerstw. Na przykład powstała jako internetowy żart historia o tym, że rosyjskie tajne służby nagrały Trumpa, jak w moskiewskim hotelu kazał prostytutkom nasikać na łóżko, bo nie podobało mu się to, że w łóżku tym spała kilka lat wcześniej Michelle Obama. – Jestem zarazkofobem! – wyśmiewał ten fragment dossier Trump, a każdy, kto go zna, przyznawał mu rację.
Czyżby więc Steele i jego zleceniodawcy bezmyślnie połknęli dezinformację zaserwowaną przez rosyjskie służby? Firma Fusion GPS pojawia się również w innym kontekście w związku z Rosją. Jej założyciel Glenn Simpson został wynajęty przez rosyjski holding Prevzon Group w ramach lobbingu za zniesieniem tzw. ustawy Magnickiego, czyli amerykańskich sankcji nałożonych na grupę rosyjskich biznesmenów i funkcjonariuszy państwa. (Osoby objęte sankcjami tworzyły grupę przestępczą, która bezprawnie przejęła rosyjskie spółki należące do amerykańskiego finansisty Billa Browdera. Później wykorzystała je do oszustw podatkowych. Aferę odkrył rosyjski prawnik Siergiej Magnicki, który za swą dociekliwość trafił do więzienia, gdzie zmarł.) Przy zadaniu tym z Fusion GPS współpracowała rosyjska prawniczka Natalia Weselnicka. Latem 2016 r. spotkała się ona z Donaldem Trumpem Jr., synem prezydenta. Obiecywała mu, że opowie mu o korupcyjnych związkach Hillary Clinton z Rosją. Szybko została wyproszona ze spotkania, gdy zaczęła mówić o ustawie Magnickiego. Przed spotkaniem i po spotkaniu z Trumpem Jr. spotkała się ona z Glenem Simpsonem, więc być może wizyta u syna republikańskiego miliardera była prowokacją mającą na celu budowanie wizerunku Trumpa jako kandydata „spiskującego z Rosjanami". Intrygujące jest też to, że działalność Weselnickiej była jakby tolerowana przez amerykańskie tajne służby. Początkowo odmówiono jej wizy wjazdowej do USA, ale z obowiązku posiadania tego dokumentu warunkowo zwolniła ją Loretta Lynch, prokurator generalna USA. Podejrzanej rosyjskiej prawniczki nie deportowano, choć jej działalność była wyraźnym złamaniem warunków, na których ją wpuszczono do USA. A Weselnicka spotykała się przecież z wpływowymi politykami i odwiedzała Kongres. W mediach społecznościowych zamieściła zdjęcie zrobione w biurze senatora Johna McCaina. Umieszczała tam też zdjęcia z protestów wymierzonych w Trumpa oraz antytrumpowskie artykuły sugerujące jego związki z Kremlem.
Niebezpieczne związki Manaforta
Sprawa powiązań Deripaski ze Steele'em wygląda dosyć intrygująco na tle tego, co wiadomo o powiązaniach tego oligarchy z Paulem Manafortem, jednym z szefów kampanii Trumpa. Manafort jest obecnie głównym celem śledczych prokuratora Roberta Muellera szukających od kilkunastu miesięcy dowodów na powiązania Trumpa z Rosjanami. Ekipa Muellera nie znalazła, mimo wielu starań, dowodów na takie nielegalne powiązania w przypadku Manaforta. Przycisnęła go za to zarzutami o pranie ukrywanych przed fiskusem pieniędzy otrzymanych od partii byłego ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. Manafort twierdzi, że pieniądze te dostał od Partii Regionów, w czasie kiedy Janukowycz starał się zbliżyć do Zachodu. Były szef kampanii Trumpa jest znakomitym politycznym strategiem do wynajęcia, który w swojej karierze pracował dla wielu polityków z całego świata reprezentujących różne opcje. Jego klientami byli m.in. Ronald Reagan, George H.W. Bush, rząd Czarnogóry (w ramach kampanii mającej na celu przyjęcie tego kraju do NATO) czy zairski dyktator Mobutu Sese Seko. Jednym z klientów Manaforta był też Deripaska. W 2005 r. zawarli kontrakt na usługi PR opiewający na 10 mln USD rocznie. Deripaska przekazał też Manafortowi 18,9 mln USD na zakup ukraińskiej sieci telewizji kablowej. Oligarcha uznał jednak, że Manafort „okradł go" na tej transakcji, i od dziesięciu lat walczy w sądach o wielomilionowe odszkodowanie od tego lobbysty. (W styczniu złożył przeciwko Manafortowi kolejny pozew.) Czy burzliwe relacje tej dwójki miały wpływ na kampanię wyborczą w USA? Nawalny twierdzi, że Manafort przekazywał Deripasce insiderskie informacje dotyczące kampanii Trumpa. „Washington Post" donosił zaś o e-mailu Manaforta do Konstantina Kilimnika, ukraińskiego wspólnika Deripaski, w którym proponował on briefingi na temat sytuacji politycznej w USA. Jeśli rzeczywiście doszło do przekazywania informacji z kampanii, można by to jednak łatwo uznać za działanie Manaforta przeciwko Trumpowi. Ale w tej historii nie pierwszy raz dochodzi do takiego odwrócenia ról. Na przykład jako rosyjski kontakt Trumpa był często wskazywany Carter Page, jego kampanijny doradca ds. energetyki o otwarcie prokremlowskich poglądach. Tymczasem kongresmen Nunes twierdzi, że Page przez wiele lat szpiegował Rosjan na zlecenie FBI. W świecie służb specjalnych pozory niemal zawsze mylą. I tak pewnie było też z kampanią Trumpa.