Główne przyczyny inflacji to agresja rosyjska w Ukrainie oraz pandemia i jej skutki. Obciążanie NBP i rządu winą za wysoką inflację to narracja Kremla – głosił plakat zdobiący w wakacje jedną z elewacji siedziby banku centralnego. Prezes tej instytucji Adam Glapiński wielokrotnie zaś podkreślał na konferencjach prasowych, że NBP reagował na wystrzał inflacji podręcznikowo i nic więcej zrobić nie mógł, aby utrzymać ją w ryzach i nie zatopić przy tym gospodarki. Analiza źródeł drożyzny na rynku żywności, przeprowadzona przez ekonomistów z Credit Agricole Bank Polska, sugeruje, że prezes NBP mija się z prawdą.
- Od początku 2020 r. do połowy br. ceny żywności w Polsce (po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych, które zaburzyłyby porównanie cen w czerwcu do cen w grudniu) wzrosły o 38,9 proc. – obliczyli ekonomiści z Credit Agricole BP. Jak zauważyli, tylko w siedmiu krajach UE ten wzrost był większy. To bez wyjątku państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Pierwsze miejsce w tym niechlubnym zestawieniu przypadło Węgrom (68,5 proc.), a dwa kolejne – Litwie i Estonii. Tymczasem w niektórych państwach UE zwyżki cen żywności w ostatnich latach nie przekraczały 20 proc.
Tak duże różnice nie są intuicyjnie zrozumiałe, jeśli przyjąć, że presję na wzrost cen żywności wszędzie powodował skok cen surowców rolnych na globalnym rynku. Zespół analityków z Credit Agricole pod kierownictwem Jakuba Borowskiego zbadał kilka możliwych wyjaśnień. Część z nich okazała się nieistotna statystycznie. Dotyczy to np. skali napływu uchodźców z Ukrainy (im większa, tym większy popyt na żywność), udziału żywności przetworzonej w strukturze konsumpcji towarów z tej kategorii (im większy, tym mniejsza wrażliwość cen na szoki na rynku surowców rolnych) i stopnia samowystarczalności kraju w produkcji żywności (im większy, tym większa odporność na zewnętrzne szoki).
Czytaj więcej
RPP podważyła wiarę rynków finansowych w to, że jej celem jest sprowadzenie inflacji do 2,5 proc. Efektem jest deprecjacja złotego, którą może być trudno zatrzymać.