Jeśli dobrze rozumiem, to stanowisko większości członków RPP, prezentowane też przez prezesa NBP, przedstawia się tak: inflacja w perspektywie trzech lat wróci do pasma dopuszczalnych odchyleń od celu, kolejne podwyżki stóp procentowych nie byłyby w stanie tego istotnie przyspieszyć, mogłyby natomiast zaszkodzić gospodarce, wpędzając ją w recesję i powodując wzrost bezrobocia. Pan się z tym nie zgadza?
To jest faktycznie jeden z argumentów, który jest przez moich kolegów i koleżanki z RPP przywoływany. Proszę jednak zwrócić uwagę na to, że decydując dziś o stopach procentowych, tak naprawdę decydujemy o tym, jak polityka pieniężna ma oddziaływać na gospodarkę za 4-6 kwartałów. Najsłabszy moment, jeśli chodzi o aktywność gospodarczą, przypadnie zaś na IV kwartał br. i I kwartale 2023 r. Na to, co się będzie działo w tym okresie, nasze obecne decyzje nie mają już wpływu, to jest zdeterminowane, i to nie tylko wcześniejszymi podwyżkami stóp, ale też decyzjami przedsiębiorców, sytuacją w otoczeniu Polski itp. Mówimy więc o decyzjach, które będą działały w IV kwartale 2023 r. i I kwartale 2024 r. Moim zdaniem wtedy inflacja będzie wciąż dwucyfrowa, szczególnie bazowa.
A co się wtedy będzie działo ze stopą bezrobocia? Jak rozumiem, zwolennicy przerwania cyklu zacieśniania polityki pieniężnej nie chcą ryzykować wzrostu tej stopy, bo uważają, że jej późniejsze obniżenie będzie większym problemem niż obniżenie inflacji.
Moim zdaniem to jest chybiony argument. To jest straszenie wilkiem z czarnego lasu, którego od lat już nikt nie widział. Ten wilk mieszkał w tym lesie kilkanaście lat temu, ale dawno go nie ma. Sytuacja demograficzna Polski nie pozwala na znaczące osłabienie rynku pracy, a w szczególności na istotny wzrost bezrobocia. Co więcej, wszystkie dane pokazują, że pomimo spowolnienia w gospodarce, z którym mamy do czynienia już od dwóch kwartałów, rynek pracy jest w świetnej kondycji. Zatrudnienie rośnie, bezrobocie zalicza kolejne historyczne minima. Nie widać żadnych problemów, no może z wyjątkiem tego, że w niektórych branżach wciąż brakuje rąk do pracy.
W październiku – to ostatnie posiedzenie RPP, z którego wyniki głosowania są jawne - był pan przeciwko podwyżce stopy referencyjnej o 1 pkt proc., ale za podwyżką o 0,5 pkt proc. Nawet taka podwyżka nie zyskała wtedy poparcia większości członków Rady. Czy dzisiaj należałoby podnieść stopy bardziej, o 1 pkt proc., właśnie po to, żeby nadrobić stracony czas?
To jest trudne pytanie, bo nie mogę zdradzać tego, jak głosowałem na ostatnim posiedzeniu. Powiem tak: podwyżki stóp o 1 pkt proc. w tym momencie byłyby moim zdaniem za duże. Ale z kolei podwyżki o 0,25 pkt proc. byłyby za małe. Chociaż – gdybym zobaczył, że aktywność gospodarcza mocno się pogarsza, a szczególnie sytuacja na rynku pracy – to może uznałbym, że takie małe ruchy mają sens. Chciałbym tu podkreślić jedną rzecz: RPP nie jest od tego, żeby walczyć ze spowolnieniem gospodarczym, ze wzrostem bezrobocia. To nie jest jej kompetencja. Zadaniem RPP jest jak najszybsze przywrócenie inflacji do celu NBP, czyli 2,5 proc. Tymczasem nawet projekcja, którą uważam za optymistyczną, sugeruje, że w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej, czyli do końca 2024 r., to się nie uda przy obecnym poziomie stóp procentowych.