To dosyć optymistyczne szacunki. Jak wyjaśniał w środę wiceminister finansów Leszek Skiba, pomagać ma dalsza poprawa na rynku pracy, co przekładać się będzie na wzrost popytu konsumpcyjnego, a także ożywienie inwestycyjne. Resort finansów prognozuje więc, że stopa bezrobocia (według badań aktywności ekonomicznej ludności) w tym roku spadnie do 5,7 proc. (z 6,2 proc. w 2016 r.) i do 4 proc. w 2020 r. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej ma zaś wzrosnąć nominalnie o 4,8 proc. w tym roku, o 4,7 proc. w przyszłym roku, o 5,1 proc. w 2019 r. oraz o 5,3 proc. w 2020 r. Przy umiarkowanym wzroście inflacji (od 1,8 proc. w 2017 r. do 2,5 proc. w 2020 r.) realne płace mają także rosnąć w tempie 2,4–2,8 proc. rok do roku.
– Zakładany przez nas wzrost wynagrodzeń jest dosyć wyraźny, ale nie jest to wzrost nadmierny, dostosowany do wzrostu wydajności pracy – podkreślał minister Skiba.
Z kolei inwestycje mają się co roku zwiększać się realnie o około 7 proc. Dla porównania, w 2016 r. spadły o 5,5 proc.
W takim pozytywnym otoczeniu makroekonomicznym sukcesywnie po 2017 r. poprawiać się ma także stan finansów publicznych. Deficyt sektora (według metodologii unijnej) jeszcze w tym roku wzrośnie do 2,9 proc. PKB (wobec 2,4 proc. w 2016 r.), m.in. ze względu na konieczność sfinansowania w pełnym zakresie programu 500+. W 2018 r. ma już spaść do 2,5 proc. i to mimo że na ten rok koszty obniżenia wieku emerytalnego oszacowano na 10 mld zł. Rok 2019 to 2 proc. PKB prognozowanego deficytu, a w 2020 r. 1,2 proc.
Podobnie dług sektora finansów, tzw. general government, ma się zmniejszać z 55,3 proc. PKB w 2017 r. do 52,1 proc. PKB w 2020 r.