Jeśli ktoś sądził, że krajowy rynek, który w ostatnich miesiącach raził słabością na tle głównych giełd, będzie w jakiś sposób odporny na spadki gdy przyjdą słabsze czasy tych drugich, to w piątek musiał się mocno rozczarować. Co więcej, zachowanie polskich indeksów podpowiada, że ich spadki szybko się nie skończą. WIG20 na koniec piątkowej sesji stracił 2,6 proc., kończąc ją na najniższym poziomie dnia. Popyt ewidentnie odpuścił już walkę o utrzymanie lichego wsparcia na 2200 pkt, gdzie zniżki zatrzymały się w październiku. WIG20 osunął się też poniżej minimum intraday z sierpniowej wyprzedaży i cofnął się do poziomów ze stycznia. Wówczas dołek ukształtował się w okolicach 2170 pkt. Przy takim obrazie rynku jest jednak mało prawdopodobne, że podaż będzie usatysfakcjonowana tym poziomem. Na koniec piątkowej sesji wszystkie duże spółki świeciły na czerwono, a najsłabsze znów było Allegro. WIG-banki osunął się o 3,13 proc. i niebawem zapewne stanie przed testem 12 tys. pkt. Polski rynek tracił na wartości od rana, ale spadki pogłębiły się po starcie sesji za oceanem. Tamtejsza giełda dawno wytraciła powyborczy impet i ten tydzień rozpoczęła bez mocniejszych ruchów. Druga część tygodnia przyniosła już jednak zniżki, nasilone w piątek. S&P 500 rozpoczął dzień sporą luką bessy, a po kilkudziesięciu minutach handlu tracił 1 proc., podczas gdy Nasdaq zniżkował o 2 proc. Nastroje częściowo psują jastrzębie wypowiedzi członków Fedu.