Nie chodzi jedynie o mniejsze przedsiębiorstwa, choć to na nich można było w tym czasie zarobić największe pieniądze. Po blisko  30proc. zyskały w tym okresie KGHM, NWR czy Eurocash. Również w skali globalnej widać, że selektywne podejście do rynków najbardziej popłaca.

Z wyborów, jakich dokonują inwestorzy, można wyciągać wnioski dotyczące stanu i perspektyw rynku. Nie ulega wątpliwości, że znaleźliśmy się w okresie, gdzie główne zainteresowanie budzą aktywa, które wcześniej zachowywały się słabo. Przykłady można mnożyć. Od małych spółek na warszawskim parkiecie, poprzez gaz naturalny na rynkach surowcowych, do akcji z krajów PIIGS. To podpowiedź, jak aktualnie dokonywać selekcji. Ale jednocześnie ostrzeżenie, że rynki znalazły się w bardzo zaawansowanej fazie fali zwyżkowej. Trudno określić, ile jeszcze czasu zostało do większej korekty, łatwiej ustalić poziom, z jakiego może ona nastąpić. W przypadku indeksu WIG to okolice 50 tys. pkt. Stwarza to jeszcze szansę na około 4-proc. zysk. Dużo więcej będzie można zapewne zarobić, jeśli obstawi się właściwe „konie”.

Na wyobraźnię działa sytuacja na rynku amerykańskich 10-latek. Od połowy grudnia ich rentowność konsoliduje się w wąskim przedziale. Można go wpisać w techniczną formację flagi. Wybicie z niej jest już blisko. Teoria podpowiada, że flagi powiewają w połowie masztu. To zaś oznacza, że z chwilą opuszczenia górą formacji, realny stanie się ruch przynajmniej o takiej sile, jak ten trwający od II połowy listopada do połowy grudnia. Dochodowość przekroczyłaby w takiej sytuacji 4 proc. Z punktu widzenia 30-latek taki scenariusz oznaczałby przełamanie przeszło 20-letniej linii trendu zniżkowego. Dla rynków akcji początkowo po wybiciu 10-latek z konsolidacji byłby to korzystny sygnał. Inwestorzy odczytywaliby go jako szansę na dopływ kolejnej porcji kapitału na giełdy (pochodzącej z wypłat z funduszy obligacyjnych) oraz jako potwierdzenie korzystnych perspektyw gospodarczych. Po niedługim czasie jednak zdaliby sobie sprawę, że to oznacza jednocześnie ograniczenie premii za ryzyko inwestycji giełdowych, więc mniejszą atrakcyjność akcji. W takich okolicznościach uwaga inwestorów mogłaby najmocniej się skoncentrować na surowcach, ale głównie na tych najmniej uzależnionych od koniunktury gospodarczej. Tu idealnym wyborem wydaje się żywność. Zwyżka jej cen dopełniłaby potencjał wzrostu indeksu CRB, który można szacować na 360–370 pkt, czyli na jakieś 10 proc. z obecnych poziomów.