Jak na razie prognozy wzrostów zysków amerykańskich spółek pozostają niezagrożone?
Nie widać takich sygnałów, ale gdyby duże firmy zaczęły ograniczać inwestycje w narzędzia sztucznej inteligencji (SI), to zapewne dzisiejsze założenia wzrostów zysków o niskie kilkanaście procent byłyby trudne do zrealizowania. Po tak mocnym sezonie wyników jak ostatni dzisiaj trudno jednak mieć obawy o najbliższe kwartały. Największe firmy raczej sygnalizowały zamiar zwiększania nakładów inwestycyjnych, czyli są spokojne o popyt.
Wyniki Nvidii były znacznie lepsze od oczekiwań, prognozy na III kwartał mocne, a jednak to nie zadowoliło do końca inwestorów...
To specyficzny przykład. Na pewno kursem Nvidii rządzą ogólne nastroje na rynku i na odwrót. Trzeba mieć świadomość, że będą pojawiać się konkurencyjne rozwiązania, np. od AMD czy też innych największych firm technologicznych, z których prawie każda pracuje nad własnymi rozwiązaniami. Jeśli jednak Nvidia będzie „dowozić” wyniki według prognoz, to dzisiejsza wycena, przynajmniej częściowo, jest uzasadniona i nie jest kosmiczna. Oczekiwania co do wartości SI i sprzedaży czipów są jednak z pewnością wymagające. Wszystko będzie zależeć od tego, czy prognozy analityków będą pokryte popytem. Potrzebne będą nowe produkty, które pozwolą zmonetyzować nakłady inwestycyjne, zarówno oferowane przedsiębiorstwom, jak i dla przeciętnego konsumenta. Obecnie pojawiają się atrakcyjne rozwiązania dla przedsiębiorstw, aczkolwiek jesteśmy na bardzo wczesnym etapie rozwoju SI i korekty notowań spółek rozwijających te technologie będą się naturalnie pojawiać.
Czy po boomie wokół sztucznej inteligencji można spodziewać się zwrotu inwestorów w kierunku szerszego rynku?
Na ten temat mówi się od jakiegoś czasu, choć wyraźnych zmian na rynku wciąż jeszcze nie widać. Wydaje się, że w wielu sektorach jesteśmy w stanie znaleźć atrakcyjnie wycenione spółki, czy to wśród firm konsumenckich, czy finansowych. Dywersyfikacja jest potrzebna.
Zarządza pan Casparem Akcji Światowych Liderów, który do niedawna miał inną strategię – inwestował w spółki europejskie. Jak zmienił się ten fundusz?
Postanowiliśmy zmienić strategię funduszu, bo w Europie widzimy dużo różnych wyzwań makroekonomicznych i nieciekawe perspektywy gospodarcze. Argumentów nie trzeba szukać daleko – odczyty PMI dla europejskiego przemysłu pozostają wciąż słabe. Pozostają też inne kwestie, takie jak nadmierne regulacje czy chociażby pogarszająca się demografia. Teraz w ramach funduszu skupiamy się na dużych spółkach, działających globalnie i z silną pozycją rynkową. Są to raczej firmy spoza Europy, choć jest też kilka z naszego kontynentu. Na ogół są to też przedsiębiorstwa, które działają w obszarach z dużymi barierami wejścia, dlatego są w stanie rozwijać się szybciej, osiągać wysokie marże czy też konsolidować rynek.
Europejskie indeksy akcji, przede wszystkim niemiecki DAX, są jednak w tym roku bardzo silne.
Zgadzam się, ale giełda i gospodarka to dwie różne rzeczy. Na giełdzie mamy te największe spółki, często działające globalnie, których koniunktura w Europie dotyka w ograniczonym stopniu. Gospodarka zaś składa się głównie z dużo mniejszych podmiotów, działających lokalnie, i tu głównie widać problemy. Oczywiście nie przekreślamy całkowicie Europy, bo i tu jest kilka dużych, działających globalnie firm, dla których jest miejsce w naszym funduszu.
Czy mocne zachowanie europejskich indeksów może być grą pod odreagowanie?
Z ożywieniem w Europie byłbym ostrożny, bo mamy tu dużo zagrożeń. W niedawno opublikowanym raporcie Mario Draghi podkreślał kwestię nadregulacji, ale też potrzeb scentralizowanych inwestycji. W mojej ocenie pieniądze nie są kluczowym problemem, ale regulacje, które zniechęcają firmy do inwestycji, już tak. W Europie wiele firm po prostu wstrzymuje się z inwestycjami w obawie przed regulacjami. Coraz częściej też słychać o odpływie przedsiębiorstw do innych lokalizacji, np. na Bliski Wschód czy do USA, choć zjawisko to nie przybrało jeszcze dramatycznych rozmiarów.