Inwestorzy nas nie doceniają

Rozmowa z Jewgienijem Osipowem, prezesem i udziałowcem ukraińskiej spółki IMC.

Aktualizacja: 12.02.2017 20:07 Publikacja: 13.09.2012 06:34

Jewgienij Osipow, prezes i udziałowiec ukraińskiej spółki IMC

Jewgienij Osipow, prezes i udziałowiec ukraińskiej spółki IMC

Foto: Archiwum

Industrial Milk Company ma ambitne plany ekspansji, celem jest zwiększenie banku ziemi z 82,7 tys. ha do 285 tys. ha w 2020 r. Jednocześnie firma jest uznawana przez analityków za jedną z najbardziej efektywnych ukraińskich spółek rolnych, a to w dużej mierze dzięki temu, że ma tereny i zasoby położone blisko siebie. Jak to pogodzić z planami szybkiego wzrostu?

Faktycznie jesteśmy jedną z najbardziej efektywnych kompanii rolnych. W 2010 r. nasz wynik EBITDA (zysk operacyjny powiększony o amortyzację – red.) w przeliczeniu na jeden hektar wynosił 540 USD, a w 2011 r. 670 USD.

Naszą misją jest utrzymanie takiego właśnie poziomu rentowności, przy jednoczesnym rozwoju firmy. Jak to osiągnąć? Przez ostatnie cztery lata pracowaliśmy nad wykształceniem jak najbardziej efektywnego modelu działania, który opiera się na posiadaniu terenów wokół naszych elewatorów, dywersyfikacji w hodowli bydła i produkcji wyrobów mlecznych, i koncentrowaniu operacji na terenach oferujących najlepsze warunki klimatyczne, w zależności od uprawy.

W przyszłości planujemy rozwijać się właśnie na tych obszarach geograficznych, gdzie występują maksymalnie korzystne warunki dla produkcji, z zachowaniem obecnego logistyczno-biznesowego modelu. Przykładem tego jest np. inwestycja w Sumach, gdzie kupiliśmy elewator wraz z ziemią wokół niego, wdrażając model biznesowy sprawdzony wcześniej.

A jak chcecie sfinansować planowaną ekspansję?

Przede wszystkim reinwestujemy cały zysk, jaki osiągamy. Ale też się zadłużamy. W momencie wejścia na GPW nasz dług netto wynosił 10 mln USD, czyli połowę wyniku EBITDA. W tym roku zaciągnęliśmy kredyt w banku oraz sprzedaliśmy obligacje lokalne za 200 mln hrywien (około 80 mln zł). Zgodnie z umowami z bankami nasz dług nie może przekroczyć poziomu 2,5-krotności EBITDA. Nadal będziemy też wkładać w rozwój firmy wszystkie zyski. I na dobrą sprawę to powinno wystarczyć, żeby w ciągu pięciu lat dotrzeć do poziomu 285 tys. ha użytkowanej ziemi.

A emisje akcji nie będą potrzebne?

Na razie nie jesteśmy gotowi rozmawiać o kolejnej emisji. Wciąż uważamy, że inwestorzy nie doceniają naszej spółki, choć niektórzy analitycy już wyżej szacują nasze przyszłe wyniki niż jeszcze rok temu, kiedy znali nas gorzej. Niemniej jednak wystarczy spojrzeć na naszych konkurentów z Ameryki Łacińskiej, notowanych na giełdzie nowojorskiej – oni są wyceniani na 13-krotność EBITDA, podczas gdy u nas jest to dwa razy mniej. Zważywszy na to, że w ciągu roku byliśmy w stanie podwoić bank ziemi i nasze wskaźniki mają potencjał do poprawy, to wciąż mamy duże szanse wzbić się z notowaniami znacznie wyżej.

Jak wygląda ryzyko zmian w prawie? Z jednej strony planowana jest reforma mająca na celu stworzenie rynku ziemi, z drugiej wprowadzane są restrykcje, które mogą ograniczyć wynajem ziemi do 100 tys. ha lub 10 proc. w danym regionie.

Dzięki takim firmom jak nasza rozwijają się kolejne rolnicze obszary, pojawiają się nowe miejsca pracy, rozbudowywana jest infrastruktura. Dlatego jesteśmy absolutnie pewni, że wspomniane restrykcje nie zostaną przyjęte. Nie mogą nas spotkać ograniczenia co do wydzierżawionej ziemi. Może nie będziemy w stanie jej kupić, ale nam i tak zależy na gospodarowaniu ziemią, a nie byciu jej właścicielem.

Również w przyszłości nie planujecie przejmowania ziemi na własność?

Na razie nasz model działania skupia się na jak najbardziej efektywnym wykorzystaniu ziemi, żeby przynosiła jak największe dochody. Własność sama w sobie nic nie daje.

IMC sprzedaje znaczną część zbiorów w kontraktach terminowych. W tym roku była to całkiem udana strategia.

Unikamy sprzedaży bezpośredniej w okresie żniw, kiedy wielu graczy mięknie i jest gotowych odsprzedać zbiory po niskich cenach. Dlatego część produkcji sprzedajemy w kontraktach terminowych.

Naszym zadaniem jest zagwarantowanie sobie przyzwoitych średnich cen w skali całego roku, bo polowanie na sprzedaż zbiorów w momencie górek cenowych jest zbyt trudne i ryzykowne. Faktycznie, zeszłoroczne kontrakty terminowe zawarliśmy na dość korzystnych warunkach – np. kukurydzę sprzedawaliśmy po 280 USD. W tym roku też podpisujemy kontakty, które już pokrywają około 40 proc. produkcji, z ceną na kukurydzę 285 USD, czyli nawet nieco wyższą. W przyszłości będziemy działać według tego samego modelu.

Czy planujecie dywersyfikować produkcję zbóż?

Podstawowym produktem naszej firmy jest i pozostanie kukurydza, która odpowiada za 50 proc. obrotów i 60 proc. zysków. Dzięki temu 60 proc. zysków to właśnie dochody z eksportu. Dodatkowo 20 proc. dochodów z Ukrainy jest powiązane ze światowymi cenami – chodzi przede wszystkim o wyroby ze słonecznika. To daje nam możliwości planowania, bo ceny kukurydzy na giełdzie w Chicago są znane nawet na parę lat do przodu. Efektywność naszej firmy jest oparta na niskich kosztach produkcji kukurydzy, na której marże mogą sięgać nawet 100 proc.

Eksport i powiązanie cen chroni też was przed dewaluacją hrywny.

Tak, 80 proc. naszych przychodów jest powiązana z notowaniami dolara, więc nie obawiamy się dewaluacji.   fot. R. Guz

Firmy
KNF zaakceptował nominacje trzech prezesów spółek skarbu państwa
Materiał Promocyjny
Financial Controlling Summit
Firmy
Olbrzymia awaria komputerów z Windowsem. Nie działają banki, lotniska, służby ratunkowe
Firmy
PZU, BOŚ i BGK mają zgody KNF na nowych prezesów
Firmy
Ruszyła druga wojna o „pocztomaty”. Poczta Polska liczy na zwrot akcji
Firmy
Rynek IPO w Europie odżywa. Warszawa czeka na Żabkę
Firmy
Wezwania w Polsce. Przejmujący nie są hojni