„Bal maskowy” w Maskacie

W stolicy Omanu, Maskacie, poszedłem do opery. A właściwie to nie do opery, tylko na operę. Kiedyś się przecież chodziło do kina, ale nie do kina jako takiego, tylko na film.

Publikacja: 07.10.2024 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

Nie byłem sam, lecz z… i jak to teraz powiedzieć? Na pewno nie, że z moją dziewczyną – zabrzmi posesywnie, a może nawet, o zgrozo, po maczystowsku. Z narzeczoną? To staroświeckie, a poza tym pachnie słowem zastępczym. Z żoną? Hm, nieadekwatne. A może z partnerką? Niestety, to określenie kojarzy mi się ze spółką handlową. W tym ambarasie spowodowanym brakiem odpowiedniego słowa powiem zatem, że byłem z Darią.

Wieczór zapowiadał się uroczyście, zatem Daria przed wyjściem do opery (a jednak!) postanowiła kupić szpilki. Zastanawiało mnie, ile te szpilki będą kosztować w kraju, w którym wszystko oprócz benzyny jest bardzo drogie lub jeszcze bardziej drogie. Ale w centrum handlowym obok hotelu były przeważnie produkty chińskie o nienajwyższej jakości. Dzięki temu szpilki okazały się tanie. Choć nie wiem, czy jest to określenie oddające istotę rzeczy, bo nigdy wcześniej nie widziałem szpilek za 80 złotych.

Przy wejściu do Opery Królewskiej panował szyk i elegancja. Dlatego też bardzo elegancko poproszono nas, aby Daria włożyła na sukienkę abaję. W garderobie we foyer, gdzie wypożyczano owe abaje, szczerze zaciekawiony zapytałem, czy problemem są odkryte ramiona, czy też nogi, niewątpliwie w tym przypadku widoczne od szpilek aż do nieco powyżej kolan. Pan powiedział, że problemem jest zbyt krótka sukienka, a nie ramiona. W sumie zgodziłem się z nim, bo zawsze uważałem, że u ludzi, a zwłaszcza u ludzi noszących sukienki, nogi są ważniejsze niż ramiona.

Daria natomiast uznała, że abaja zrujnowała jej kreację. Ja twierdziłem, że czerwona róża (każda kobieta wchodząca do opery dostawała taką) wygląda wraz z czarną abają nawet jeszcze piękniej niż z sukienką. Pozostaliśmy przy swoich zdaniach – ja, że wielokulturowość w stroju czasem daje znakomite efekty, a Daria, że w tej dziedzinie lepsza jest jednokulturowość.

Na scenie Opery Królewskiej wystawiano „Bal maskowy” Verdiego. Inscenizacja i w ogóle cała produkcja, uwaga – chińskie. Prosto z Pekinu. Ale tu żadnej tandety nie było. Wszystko najwyższej próby, wyśpiewane przez międzynarodowy zespół gwiazd. Był także Polak, Piotr Beczała. A wnętrze teatru – piękne. I na ogół piękni ludzie na widowni. Zatem nawet gdyby na scenie grali w kapsle (jak w mojej podstawówce), to i tak byłoby co oglądać.

Ten Verdi towarzyszył mi od Kairu, skąd przylecieliśmy do Maskatu kilka dni wcześniej. Skomponował też „Aidę”, na otwarcie Kanału Sueskiego w 1869 roku. Co w czasie pobytu w Kairze skojarzyło mi się z planowanym na przyszły rok otwarciem Wielkiego Muzeum Egipskiego, kilkaset metrów od piramid w Gizie. Będzie gigantyczna celebra. Zjadą się królowie, księżniczki, prezydenci i zwykli premierzy. Opowiadałem o tym w ubiegłym tygodniu w „Świecie do Odczytu” w telewizji Biznes 24. Grand Egyptian Museum (GEM) powstało za pieniądze pożyczone Egiptowi przez Japonię. Nie wszystko zatem, co duże, jest budowane za pieniądze chińskie. A poza tym warto było o tym wspomnieć w telewizji, bo minister turystyki Egiptu ładnie powiedział: że GEM, jak każde wielkie muzeum świata, będzie opowiadać pewną historię.

A kiedy mówimy o opowiadaniu historii, to już jesteśmy obiema nogami w miejscach różnych, a na pewno jednym z nich jest rynek kapitałowy.

Bo pewne rzeczy się nie zmieniają. Kiedyś Ursula Le Guin stwierdziła: możemy sobie wyobrazić cywilizację, która nie znałaby koła, lecz nie możemy sobie wyobrazić cywilizacji, która nie opowiadałaby historii. Ja skromnie dodam, że nie możemy sobie wyobrazić wibrującego rynku kapitału bez tej właśnie substancji.

Różnie ją nazywamy. A to „narracją”, a to „strategią komunikacyjną”. Albo, bez ogródek, storytellingiem. Rzadziej po prostu „historią”. Ale dlatego tylko rzadziej, że mamy jakże często używany zamiennik, czyli „equity story”. Jest w tych wszystkich określeniach aspekt praktyczny. Chodzi o wpływanie na rzeczywistość. Na rynku opowiadamy historie zawsze w pewnym, dającym się kwantyfikować, celu.

Jednakże nie mam pewności, czy owo słynne equity story pełni dziś taką funkcję jak dawniej.

Przede wszystkim niewielu już jest takich, co poloneza potrafią wodzić. A mówiąc ściśle, to znam tylko jednego lidera polskiego biznesu, który robi dobrą robotę, a momentami nawet przepysznie dobrą, w dziedzinie kreowania i puszczania w obieg uwodzącej opowieści. Mówię o facecie, który nazywa się Rafał Brzoska. Notabene, wszyscy wiedzą, że jego biznes jest spółką publiczną nie w Warszawie, lecz w Amsterdamie. Może to są rzeczy pozostające ze sobą w jakimś subtelnym związku.

No i przede wszystkim, jak dzisiaj to budować, ową equity story, w systemie, gdzie dominują liczby i informacje regulowane? Ona nigdy nie powinna być fantazją oderwaną od rzeczywistości, ale jest jednak innym gatunkiem, omalże literackim, niż standardowe zestawy informacji rynkowych.

Brzoska jest nie dlatego dobry w konstruowaniu narracji biznesowej, że lubi mówić. On jest dobry dlatego, że pokazuje swoje motywacje i intencje. A ludzie – na przykład czytelnicy dobrych książek, ale i inwestorzy – są w stanie uwierzyć w to, że będą się działy rzeczy nawet teoretycznie niemożliwe, o ile te rzeczy będą zdaniem odbiorcy wynikać z motywacji bohatera. Wtedy te pozornie niemożliwe rzeczy, w tym i przyszłe działania, stają się całkiem wiarygodne. A działania to kolejne zjawisko klucz na rynku kapitałowym. W ten sposób dobra equity story przestaje być tylko utworem językowym.

Podobnie jest z takimi dziełami jak „Bal maskowy”. I dlatego ludzie wciąż chcą je przeżywać.

Twórzmy zatem biznesowe, finansowe i inwestycyjne opowieści. Oczywiście pamiętając o tym, by – jak u Jaroslava Haška – umiarkowany postęp dokonywał się w granicach prawa.

Felietony
Pan Trump et consortes
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Felietony
Powyborczy krajobraz na rynkach
Felietony
W pogoni za beneficjentem rzeczywistym
Felietony
Koszty i korzyści
Felietony
Implikacje biznesowe GOZ
Felietony
Między Nowym Jorkiem a Baku