Koniec wakacji zwiastuje jednak nieuchronnie nadejście kolejnego rozdziału nieodpłatnego zaangażowania, które – wbrew powszechnemu przekonaniu – prowadzi do niepożądanych skutków, a wręcz można je nazwać szkodliwym społecznie.
Mam na myśli powakacyjny powrót to działalności regulacyjnej, w której uczestniczą nieodpłatnie (rzecz jasna?) szerokie rzesze ekspertów. Pozornie wydaje się to zachowaniem jak najbardziej pozytywnym, wręcz godnym pochwały. Sam od początku mojej drogi zawodowej w takich działaniach uczestniczyłem bez żadnej zachęty finansowej. Ale po trzech dekadach pracy dopadła mnie refleksja, że tak być nie powinno. Nie dlatego, że zapragnąłem być wynagradzany finansowo, ale dlatego, że takie rozwiązanie jest błędne systemowo.
Doszedłem do wniosku, że proces konsultacji projektów regulacji jest nie tyle możliwością powszechnego wpływu na kształt procesu legislacyjnego, co próbą uzyskania darmowej porady ekspertów i uspokojenia sumienia, że każdy mógł w tym procesie uczestniczyć. I znów – pozornie wydaje się to pozytywne, ale w praktyce prowadzi do wypaczenia regulacji, do tworzenia ich wbrew interesom tych, dla których są tworzone.
Dla kogo bowiem powstają regulacje? Dla tych, którzy sami nie są w stanie wywalczyć poszanowania swoich praw wynikających z zasad ogólnych. Dlatego konieczne są coraz bardziej szczegółowe przepisy, bo ogólne sformułowania typu „nie oszukuj” nie pozwalają słabszej stronie na ich egzekwowanie. Stąd kolejne organy nadzoru, kolejne sankcje, kolejne regulacje określające w coraz bardziej precyzyjny sposób co wolno, a czego nie wolno i mechanizmy wymuszające stosowanie tych wymogów w praktyce.
Problem w tym, że obecny proces stanowienia regulacji funkcjonuje wbrew interesom potencjalnych beneficjentów tych regulacji. Jeśli bowiem istotnym etapem tego procesu są publiczne konsultacje, a zaangażowanie w te konsultacje oparte jest na pracy społecznej, to w praktyce z tej ścieżki wpływu korzystają jedynie ci, których na to stać. Poszkodowani są najsłabsi, np. konsumenci, a przy regulacjach ponadnarodowych – państwa, które są biedniejsze, względnie mają mniej doświadczeń związanych z uczestnictwem w skomplikowanych procesach negocjacyjnych prowadzonych w odległym miejscu i w obcym języku.