Obie daniny to de facto podatki służące finansowaniu działalności, z której pełnego opłacania z podatków zrezygnował budżet. W przypadku składki zdrowotnej jest to NFZ, w przypadku opłaty audiowizualnej – głównie TVP oraz Radio. Taka formuła umożliwia utrzymywanie fikcyjności stawek PIT 0/12/32 proc.
Oba podatki są wyjątkiem w polskim systemie podatkowym. O ile nie ma oddzielnego podatku na sądy, edukację, armię (jeszcze), pocztę (której dramatyczny stan finansów ma większe negatywne skutki niż analogiczna sytuacja w TVP) czy drogi albo muzea (ta działalność jest dość podobna do TVP – obie w założeniach funkcjonują w obszarze sztuka/patriotyzm/kształtowanie „świadomego” Polaka), o tyle niezrozumiałe jest, dlaczego akurat TVP i zdrowie wymagają oddzielnej daniny.
W obu przypadkach nie ma znaczenia, czy dana osoba korzysta z usługi, czy nie – płacić musi.
Oba podatki są nałożone generalnie na osobę. Logicznie nie są powiązane z prowadzoną działalnością, charakterem pracy czy typem umowy. W tym kontekście nietrafne są więc argumenty przedsiębiorców typu „muszę płacić składkę, nawet jeśli mam stratę”. Składkę na TVP także w tej sytuacji się płaci, bo to danina niezwiązania z wykonywaną działalnością, a powiązana z usługą niefinansowaną z podatków, do której się ma dostęp.
Tutaj pojawiają się jednak różnice. O ile podatek „na TVP” płacić ma każdy (ulgą jest wiek 75 lat), w przypadku podatku „na zdrowie” pojawia się już sporo zwolnień – nie płaci osoba bezrobotna lub osiągająca dochody tylko z kapitału/ziemi (odsetki, dywidendy, czynsze). Trudno powiedzieć dlaczego, bo w kategorii potrzeb sfinansowania ochrona zdrowia powinna wygrywać z dostępem do mediów państwowych, zwłaszcza że dla pierwszego alternatywa jest dość skąpa, za do dla drugiego – jest jej raczej nadmiar.