Kiedy w lipcu 2021 r. inflacja CPI przekroczyła 5 proc., dla większości obserwatorów stało się oczywiste, że prędzej czy później czekają nas podwyżki stóp procentowych. Rynek przewidywał, że przychody odsetkowe banków wzrosną, a kursy ich akcji zaczęły szybować. Fala optymizmu nie trwała jednak długo. Inflacja CPI w listopadzie 2021 r. wyniosła 7,8 proc., a stopa referencyjna – po dwóch podwyżkach – w dwa miesiące podskoczyła z 0,1 proc. do 1,25 proc. Stało się jasne, że do szczytu inflacji jest jeszcze bardzo daleko, a podwyżek będzie więcej. Politycy zaczęli głośno mówić o obawach dotyczących kondycji „przeciętnego Kowalskiego” i o wprowadzeniu tzw. wakacji kredytowych, co w lipcu 2022 r. stało się faktem. W efekcie wyceny obligacji wybranych banków spadły średnio o kilka procent, podczas gdy ceny ich akcji zmalały nawet o ponad 60 proc. Takie wahania dotyczą nie tylko banków. W marcu 2022 r. główna stopa procentowa osiągnęła poziom 3,50 proc., a UKNF wydał komunikat, w którym prognozował, że do końca roku może ona wzrosnąć nawet do 7,75 proc. Tak wysoka stopa procentowa oznacza kłopoty przede wszystkim dla kredytobiorców, ale też dla deweloperów mieszkaniowych. Wysokie koszty kredytu oznaczają niższą zdolność kredytową ich potencjalnych klientów – czyli de facto niższą sprzedaż i przychody deweloperów w kolejnych kwartałach.
Średnia cena obligacji spółek deweloperskich spadła o ok. 1–2 proc., tymczasem ich akcje zanotowały znacznie większe spadki: od 14,37 proc. (Dom Development), aż po niemal 34 proc. (Develia). Widać zatem, że w obliczu niekorzystnych informacji rynkowych cena akcji spółek reaguje mocniej niż cena obligacji tych samych podmiotów.
Właściciel vs. wierzyciel
Diametralne różnice w zmianie notowań akcji i obligacji wynikają przede wszystkim ze specyfiki tych instrumentów. Kupując akcje, inwestor staje się częściowym właścicielem danego podmiotu. Interesuje go przyszłość spółki, perspektywy jej rozwoju, generowania dochodów czy wypłacania dywidend.
Natomiast obligacje to instrument dłużny – a nie udziałowy jak akcje – więc w tej sytuacji inwestor staje się wierzycielem podmiotu i pożycza mu pieniądze, które na ustalonych warunkach mają zostać oddane. Dla obligatariusza pogorszenie sytuacji spółki czy jej wyników ma niewielkie znaczenie, o ile tylko firma jest w stanie spłacać zadłużenie. Ponadto obligacje korporacyjne mają określony moment wykupu. Emitent zwraca inwestorowi środki zazwyczaj w okresie nie dłuższym niż trzy–pięć lat. Kluczowa jest zatem perspektywa jego niewypłacalności „w trakcie życia” obligacji.
Obligatariusze traktowani priorytetowo
Rentowność obligacji powinna odzwierciedlać premię za ryzyko, więc pogorszenie sytuacji emitenta zawsze będzie miało wpływ na cenę obligacji. Zazwyczaj jest on jednak mniejszy niż w przypadku akcji tego samego podmiotu – tym mniejszy, im krótszy czas do wykupu. Jednak nawet w przypadku skrajnego obrotu spraw, czyli upadłości emitenta, szansa odzyskania istotnej części pieniędzy zainwestowanych w obligacje jest dość wysoka – zazwyczaj jest to ok. 50–60 proc. zainwestowanych środków. Dzieje się tak, ponieważ środki, które pozostaną w spółce, w pierwszej kolejności są przeznaczone na spłatę wierzycieli, a dopiero to, co zostanie, może trafić do akcjonariuszy.