Tak się wtedy wszystkim wydawało, że najlepiej, aby o podatkach pisali ludzie pracujący w Warszawie, przy ul. Świętokrzyskiej, gdzie tworzy się prawo podatkowe i „pomaga” je tłumaczyć. Szybko się jednak zorientowałem, że to mit. Bo urzędnicy tworzący prawo nie dość, że są mało kompetentni, to jeszcze ciągle jacyś tacy... nieprzygotowani na czas.

Pamiętam, jak pod koniec każdego roku zmieniano prawo podatkowe i trzeba było tłumaczyć podatnikom na łamach naszych czasopism, co w przepisach zmodyfikowano. Podobnie jak dziś, szukaliśmy wykładni czy interpretacji u źródła, więc odwiedzaliśmy urzędników autorów w grudniu i prosiliśmy ich o artykuły. A oni, nawet chętnie, zgadzali się je napisać, choć często prosili o to, aby dowieźć im najnowsze dzienniki ustaw, bo oni jeszcze ich nie dostali. Okazywało się, że urzędnicy nie mogli się przygotować do nowego roku podatkowego, bo nie znali jeszcze wchodzącego w życie prawa.

Minęły dekady. Przepisy podatkowe wprowadza się w taki sposób, że – jak ostatnimi laty – uchwala się kompletnie niezrozumiałe i chaotyczne normy, aby w trakcie roku się z nich wycofywać. Vacatio legis jest co prawda teoretycznie przestrzegane, ale podatnik nie ma szans przygotować się rzetelnie do zmian, bo nikt nie potrafi mu miesiącami powiedzieć, w jaki sposób i jakie druki ma wypełniać, o wytłumaczeniu zasad nie wspominając. Nie wiem, czy teraz urzędnicy też piszą artykuły, choć pewnie mogliby pisać książki. Wiem, że dostają sowite premie, mimo że jakość uchwalanego prawa jest coraz niższa.

A jakie możliwości przygotowania się do rozliczenia podatkowego ma podatnik, dla którego magia PIT-ów jest zawsze czarna, choć druki kolorowe? Oczywiście jest zachęcany do elektronicznego i terminowego składania zeznań. Oczywiście jest wspierany przez płatników, którzy bardzo wcześnie mają obowiązek przekazać mu swoją informację. Oczywiście jest e-pit, jest przygotowana deklaracja wypełniona w systemie i są różne aplikacje. Ale nadal wszystko jest na ostatni dzwonek, na za pięć dwunasta. A może nawet na „za dwie”.

Piszę ten felieton w lutym. Zainspirowany sytuacją nagłą – ktoś zapytał mnie, w jaki sposób ma uwzględnić w zwykłym zeznaniu odsetki od obligacji zagranicznych, jeśli zapłacił od nich podatek za granicą. Chciał konkretnej wskazówki, ale ja nie mogłem szybko mu pomóc. Bo wzoru deklaracji na stronie podatki.gov jeszcze nie było. Oczywiście mógłbym poszukać Dziennika Ustaw i znaleźć właściwą deklarację, właściwą rubrykę i pomóc w przygotowaniu się do spokojnego wypełnienia zeznania, ale... przecież miało być lepiej. Elektronicznie, zdalnie, wcześniej, szybciej. Tymczasem okazuje się, że co roku jest gorzej.