Piszę ten tekst tuż po zakończeniu tego tygodnia, który słusznie według mnie w pełni zasługiwał na określenie „szalony”. Wrzesień zasłużył na swoją zła sławę – co prawda nie był najgorszym w tym roku miesiącem dla akcji (gorszy był kwiecień), ale jednak indeksy mocno spadły. I był to trzeci kolejny kwartał spadków na Wall Street. Wyprzedanemu rynkowi akcji odbicie się należało.
Opowieści o Fedzie, który dokona „zwrotu” (osławiony „pivot”) tylko dlatego, że ISM był słaby, są oczywiście mało poważne. Mówiono i pisano nawet o wpływie tego, że w Wlk. Brytanii Bank Anglii wznowi zakupy obligacji, a centralny bank Australii nieoczekiwanie podniósł stopy procentowe zdecydowanie mniej, niż tego oczekiwano (z 2,35 proc. na 2,60 proc., a oczekiwano 2,85 proc.). To niby mają być przesłanki do twierdzenia, że Fed zacznie mięknąć. Dość śmieszne, nieprawdaż?
Przecież Jerome Powell, szef Fedu, byłby wraz z kolegami naprawdę niepoważny, gdyby kierował się takimi przesłankami. Nowy rząd Wlk. Brytanii zaczął robić rzeczy, które nawet naszym rządzącym się nie śniły, co uderzyło w obligacje i funta. Wątpię, żeby Liz Truss przetrwała na stanowisku premiera do końca 2023 roku. W USA takiej sytuacji nie ma, więc skąd wniosek o tym, że działania BoE mogą być wzorem dla Fedu?
Faktem jest, że dyskusja na temat działań banków centralnych, które sprowadzić mogą na świat globalną recesję, ruszyła z kopyta. Wszędzie można było znaleźć wypowiedzi, które ostrzegały Fed przed przesadnym zacieśnianiem polityki monetarnej. Znany inwestor Ed Yardeni mówi nawet, że dla zachowania stabilności finansowej Fed powinien ograniczyć się do jeszcze jednej podwyżki. Nawet agenda ONZ apelowała do Fedu o wstrzemięźliwość z obawy o to, że może wyrządzić znaczne szkody krajom rozwijającym się, jeśli utrzyma szybkie podwyżki stóp procentowych.
Być może pomagała też (paradoksalnie) sprawa banku Credit Suisse. Tam przecena akcji powstała dzięki wzrostowi cen płaconych za CDS (Credit Default Swap). Pamiętam, jak podczas kryzysów 2008–2012 Paul Volcker, szef Fedu na przełomie lat 70.–80. XX w. (do niego nawiązuje ostatnio Jerome Powell), mówił, że CDS i CDO doprowadzą do katastrofy. Mechanizm jest prosty: CDS sprzedawane OTC są mało płynne. Wystarczy wcale nie tak duży kapitał, żeby doprowadzić do spirali: wzrost CDS – akcje w dół – CDS rosną itd. Obawa o to, że podnoszenie stóp zaszkodzi bankom i doprowadzi do czegoś podobnego do roku 2008, też pomagała, bo inwestorzy zakładali, że Fed i inne banki się tego przestraszą.