2022 r. był dla branży budowlanej trudny, ale ani w danych GUS, ani w wynikach finansowych firm z parkietu nie widać załamania, a indeks WIG-budownictwo rośnie od miesięcy – wraz z innymi indeksami. Czy w 2023 r. wskaźniki i wyniki spółek będą już pod większą presją?
Faktycznie nie widać dużego załamania, jeśli chodzi o dane statystyczne obrazujące produkcję budowlano-montażową, a duże firmy, szczególnie te notowane, radzą sobie jeszcze całkiem nieźle – to efekt tego, że przez ostatnie lata mądrze budowały portfele zamówień i wkraczają w 2023 r. z porównywalnymi, a nierzadko większymi backlogami niż rok wcześniej. To są duże podmioty, mają silną pozycję negocjacyjną, także jeśli chodzi o waloryzację wynagrodzeń – stąd ich lepsza sytuacja. Pamiętajmy też, że na rynku budowlanym skutki niekorzystnych zjawisk ukazują się z pewnym opóźnieniem. Dotąd mieliśmy do czynienia z kontynuacją rekordowo wysokich kontraktów w budownictwie mieszkaniowym i inżynieryjnym, dopiero teraz na poziomie produkcji budowlano-montażowej zaczynają być widoczne spadki. W 2022 r. rynek budowlany trzymał się całkiem nieźle, ale w 2023 r. pogorszenie koniunktury, które widzimy w całej gospodarce, mniejsza liczba rozpoczynanych inwestycji, przełożą się na sytuację firm.
Inwestycje hamują. Jak rysują się perspektywy poszczególnych części rynku?
Myślę, że najtrudniejsza sytuacja jest w budownictwie kubaturowym, szczególnie mieszkaniówce. Te firmy, które działają w największych aglomeracjach, w jakiś sposób sobie radzą, bo tam popyt na mieszkania mimo wszystko jest, działają nabywcy gotówkowi, inwestorzy. Gorzej jest w mniejszych miastach, tutaj brak zdolności kredytowej potencjalnych kupujących sprawia, że mieszkania bardzo ciężko się sprzedają. W 2022 r. deweloperzy rozpoczęli budowę o ponad 30 proc. mniej lokali niż w 2021 r., ale on był rekordowy i mimo spadku mówimy o wciąż dość wysokim poziomie produkcji na tle wcześniejszych lat. Niemniej w 2023 r. spodziewamy się dalszego spadku liczby mieszkań w uruchamianych projektach, o około 20 proc.