Właśnie sprzedany został ostatni apartament w Złotej 44, projekcie realizowanym przez was we współpracy z funduszem Amstar. Czy rozważacie kolejne tego typu inwestycje? Czy one lepiej znoszą zamieszanie, jakie widzimy na rynku typowych mieszkań – tu „czarny maj deweloperów" najlepiej oddaje, jak mocno spadł popyt na kredyty i w konsekwencji same lokale.
Ogłosiliśmy ostatnią spektakularną transakcję sprzedaży apartamentu o powierzchni 480 mkw. na 50. piętrze za 23 mln zł, czyli za prawie 50 tys. zł za mkw. Jak najbardziej rozglądamy się za innymi projektami. Chcemy zostać na rynku mieszkaniowym, również w tym segmencie luksusowym, poza „Żaglem" na koncie mamy też Rezydencję Foksal.
Przez wiele lat podkreślaliśmy, że mieszkania w Warszawie – i w ogóle w Polsce – są w stosunku do ich jakości bardzo tanie i to się zaczęło zmieniać trzy, cztery lata temu. Pandemia była też znaczącym katalizatorem wzrostu cen, ale zawsze po takich zwyżkach musi przyjść korekta. Tu dodatkowo korekta wynika ze spadku popytu, bo spada dostępność kredytów.
Na rynku premium sytuacja jest inna, bo w 90 proc. mówimy o transakcjach gotówkowych. Osoby zamożne też tezauryzują oszczędności, kupując nieruchomości, to zapewnia stały popyt i sądzę, że to nie tylko się nie zmieni, ale wręcz wzmocni. Nieruchomości luksusowych w Polsce jest bardzo mało, produkcja takiego obiektu, uwzględniając wszelkie zgody, to nawet kilkanaście lat. Zatem na rynku mieszkań luksusowych o cenach decyduje wciąż raczej niska podaż.