Optymizmem napawać może też stosunkowo dobre zachowanie podczas wakacyjnych turbulencji mniejszych i średnich spółek. Ich względną siłę można uznać za zaskoczenie, biorąc pod uwagę główny powód sierpniowych spadków, czyli nagłe pojawienie się obaw o wejście amerykańskiej gospodarki w prawdziwą recesję.
Nie ma recesji w USA
Na przełomie lipca i sierpnia ponownie pojawiły się rozczarowujące dane z amerykańskiego przemysłu, wskazującego na kontynuację trwającej już niemal dwa lata stagnacji w tej sferze gospodarki. To słabszy odczyt dotyczący przyrostu zatrudnienia oraz wyraźny wzrost stopy bezrobocia były jednak głównymi powodami zmiany rynkowych przekonań co do możliwego przekształcenia się miękkiego lądowania gospodarki w twarde przyziemienie. Przebicie reguły Sahm („Jeżeli trzymiesięczna średnia ze stopy bezrobocia jest przynajmniej 0,5 pkt procentowego powyżej minimum tej trzymiesięcznej średniej z poprzednich 12 miesięcy, wówczas jesteśmy na początku recesji”) w wyniku skoku stopy bezrobocia w USA do poziomu 4,3 proc. wystraszyło nawet optymistów, gdyż historycznie takie wydarzenie było jednoznacznym sygnałem recesji w amerykańskiej gospodarce. To nagłe wybudzenie z iluzji silnego rynku pracy w USA stało za zwiększeniem przez bank Goldman Sachs prawdopodobieństwa wystąpienia (w ciągu roku) recesji w Stanach Zjednoczonych z 15 proc. do 25 proc.
Problem w tym, że reguła Sahm (moim zdaniem) nie jest typowym wskaźnikiem wyprzedzającym (jak to definiuje np. Wikipedia) w przeciwieństwie do na przykład zmian w nachyleniu krzywej rentowności. Reguła ta wskazuje nie na nadchodzącą recesję, ale na to, że ona już tu jest (wykres 1). Jak jednak miała się rozpocząć prawdziwa recesja w USA w połowie tego roku, skoro w drugim kwartale amerykański PKB wciąż rósł rok do roku o około 3 proc. (kolejny kwartał z rzędu)? Jak rozpoczęcie recesji już dziś pogodzić ze szczytem indeksów akcji odnotowanym w połowie lipca (przetestowanym przez indeks S&P 500 na koniec sierpnia)? Jak do dekoniunktury w gospodarce ma się wciąż niemal rekordowo niski poziom oceny ryzyka kredytowego na rynku obligacji typu high yield? I jak wreszcie ocenić zdolność rynku obligacji skarbowych do dyskontowania i przewidywania nadciągających zagrożeń, skoro rentowność dziesięcioletnich obligacji rządu USA jeszcze pod koniec lipca wyraźnie przekraczała 4 proc. (co było wyższym poziomem niż w styczniu bieżącego roku)? Dodatkowo pojawiające się w kolejnych tygodniach dane, czy to dotyczące sprzedaży detalicznej w USA (brak oznak słabości), czy kondycji na rynku pracy (brak wyraźnego wzrostu nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych), przeczyły wnioskom, jakie należałoby wysnuć, podążając za historycznymi przykładami po naruszeniu reguły Sahm. Trudno więc bronić tezy, że Stany Zjednoczone znalazły się już w objęciach prawdziwej recesji. Biorąc pod uwagę ostatnie dane i patrząc w horyzoncie kolejnych 12 miesięcy analitycy banku Goldman Sachs zdecydowali się nawet na obniżenie ryzyka recesji do 20 proc. w zaledwie dwa tygodnie po jej podniesieniu. Jak widać, nie tylko giełdy, ale też prognozy są podatne na turbulencje. Choć nie sądzę, żebyśmy w najbliższych miesiącach musieli mierzyć się z prawdziwą recesją, to nie da się zaprzeczyć, że po sile rynku pracy nie ma już śladu. Nawet Jerome Powell na konferencji w Jackson Hole przyznał, że większym wyzwaniem jest dziś utrzymanie miejsc pracy w gospodarce niż inflacji w ryzach. Dwa lata temu narracja była odwrotna.
Moim zdaniem na razie mamy do czynienia jedynie ze stagnacją na rynku pracy związaną z rozliczeniami czasów pandemii, gdy zatrudnienie w niektórych branżach rosło nieco na wyrost. Nawet po jej zakończeniu pracodawcy woleli na wszelki wypadek utrzymywać zatrudnienie ponad miarę, tak jak i epatować dużą liczbą ofert pracy. Doszło do iluzji siły po stronie pracownika, sztucznie wywołanej tą dziwną, pandemiczną ekspansją wspomaganą wydatkami fiskalnymi. Możemy mieć zatem do czynienia ze wzrostem bezrobocia, który jest konsekwencją tej nadmiernej siły rynku pracy, a nie wyrazem gwałtownego ograniczenia kosztów zatrudnienia w wyniku zakładanego przez firmy tąpnięcia po stronie przychodów i zysków (co jest przejawem prawdziwej recesji).