– Spółki Skarbu Państwa zostały w sposób instrumentalny wykorzystane do realizacji celów polityczno-ekonomicznych ich głównego właściciela. Czy to banki czy przedsiębiorstwa energetyczne lub paliwowe – komentuje Marcin Materna, dyrektor biura analiz rynków kapitałowych BM Banku Millennium. – Można się zastanawiać, czy do programów typu wakacje kredytowe, obniżenie cen energii czy paliw, doszłoby (nie wspominając o bezpośrednich dotacjach z tych spółek), gdyby nie były to państwowe podmioty – najprawdopodobniej opór zarządów firm czy ich właścicieli byłby większy – zauważa Materna. Zwraca uwagę, że niestety stracili też na tym akcjonariusze tych firm, nie tylko ci większościowi, ale także posiadacze akcji w tym w ramach takich programów jak IKE, IKZE, OFE czy PPK. – Można sobie tylko wyobrazić, co pomyśleli np. zagraniczni posiadacze akcji banków (jak zareagowali, to akurat było widać po cenach na GPW), gdy dowiedzieli się, że spółki te będą zmuszone do świadczenia umowy kredytu hipotecznego klientom za darmo przez część roku, co wydaje się, że było ewenementem na skalę światową – twierdzi ekspert BM Banku Millennium.
Według Materny ten i wiele innych pomysłów z pewnością nie zbudowały zaufania do polskiego rynku ani tym bardziej do spółek ze Skarbem Państwa w akcjonariacie. – Nie pomogły też dość częste zmiany we władzach tych firm – podkreśla ekspert.
Podobnego zdania jest Sebastian Liński, dyrektor akcji zagranicznych w Uniqa TFI. Jak przyznaje, w ostatnich latach postrzeganie spółek Skarbu Państwa, które nigdy nie było wyjątkowo korzystne, zmieniło się w oczach inwestorów zdecydowanie na gorsze. – Związane to było przede wszystkim z niskim poziomem ładu korporacyjnego, czyli jakości oraz przejrzystości zarządzania biznesem. Ponadto spółki te wzięły na siebie ogromne inwestycje, a także dokonywały przejęć firm spoza ich głównego biznesu – przypomina Liński. Według eksperta Uniqi TFI wszystkie te działania zazwyczaj nie niosły korzyści dla akcjonariuszy mniejszościowych, którzy często mogli poczuć się pokrzywdzeni.
Część obserwatorów rynku sugeruje wręcz, że pozostawienie spółek Skarbu Państwa na GPW mogło być strategicznym błędem, jeśli chodzi o rozwój polskiego rynku kapitałowego. – Ostatnie lata pokazują, że ich celem nie do końca była maksymalizacja wartości dla akcjonariuszy, a tylko takie podmioty powinny być na rynku – mówi nam anonimowo znany analityk.
Wiesław Rozłucki: KPO jak pocisk inwestycyjny
Jeżeli podejście polityki gospodarczej państwa do giełdy rzeczywiście się zmieni, to nadejdą dobre czasy dla giełdy – przewiduje Wiesław Rozłucki, współtwórca i były, wieloletni prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, gość programu Andrzeja Steca.
Zainteresowanie zerowe
Wyniki spółek Skarbu Państwa wypadają szczególnie blado na tle indeksów zagranicznych. Jak zauważa Bartłomiej Cendecki, zarządzający Quercusa TFI, wartość spółek Skarbu Państwa i ich zachowanie przez ostatnie osiem lat najlepiej oddaje porównanie indeksu największych polskich spółek – WIG20 z amerykańskim indeksem S&P 500. – Dokładnie za ostatnie osiem lat stopa zwrotu z WIG20 (który jest zdominowany przez spółki Skarbu Państwa – w przeszłości jeszcze silniej) jest ujemna, natomiast S&P 500 wzrósł w tym czasie o ponad 100 proc. Najwięcej straciły spółki z sektora energetycznego – zauważa Cendecki. W jego ocenie wyceny większości spółek Skarbu Państwa są obecnie bardzo niskie i to często nawet w relacji do innych rynków wschodzących. – Wydaje się, że zainteresowanie inwestorów zagranicznych indeksem największych spółek w ciągu ostatnich lat spadło do zera, natomiast to powoduje, że jest z kolei bardzo dużo miejsca do poprawy i odbudowy wycen. Pierwsze oznaki takiej sytuacji mieliśmy na kilka dni przed wyborami i kilka dni po nich – przypomina Cendecki. – Być może jest to zmiana na dużo dłużej niż tylko na kilka dni. Widocznie wzrosła w tym czasie właśnie aktywność inwestorów zagranicznych i w tym upatrywalibyśmy największej szansy dla polskiego rynku akcji – zapowiada ekspert Quercusa TFI.