BRICS - warto jeszcze inwestować?

Państwa BRICS przestały być monolitem. Chiny, Rosja i Brazylia tracą blask. Pod względem atrakcyjności inwestycyjnej najciekawszym kierunkiem są obecnie Indie.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:34 Publikacja: 11.08.2015 14:00

BRICS - warto jeszcze inwestować?

Foto: Bloomberg

Jeszcze kilka lat temu Brazylia, Rosja, Indie i Chiny tworzące BRICS były uznawane za motory napędowe rynków wschodzących oraz całej światowej gospodarki. Obecnie dwa pierwsze kraje zmagają się z recesją. W trudnym położeniu znajdują się także Chiny. W 2014 r. tamtejszy PKB rósł w tempie 7,4 proc., co stanowi najsłabszy wynik od 24 lat. Nie brakuje jednak głosów (m.in. analityków BoA Merrill Lynch), że spowolnienie gospodarki Państwa Środka jest większe niż wskazują na to oficjalne rządowe dane. Główne siły oddziałujące niekorzystnie na cały blok BRICS to – oprócz wspomnianego wyhamowania Chin - także oczekiwany wzrost stóp procentowych w USA oraz bessa na rynku surowców.

Politycy wiedzą swoje

Analizując sytuację krajów BRICS nie sposób pominąć aspektu politycznego. W każdym kraju elita rządząca ma zakusy, aby sztucznie ingerować w sprawy gospodarcze. Brazylią nie tak dawno wstrząsnęła afera korupcyjna (koncern naftowy Petrobras). Najnowszym przykładem nie do końca odpowiedzialnych działań polityków, może być działalność rządu w Pekinie, który postanowił za wszelką cenę powstrzymać przecenę na giełdzie. Chińskie władze powołały m.in. specjalny fundusz, który ma kupować akcje oraz zakazały sprzedaży papierów dużym inwestorom. Do walki o utrzymanie hossy włączyli się nawet bank centralny oraz China Securities Finance Corp., państwowa firma pożyczkowa zapewniająca finansowanie zakupów akcji. Warto dodać, że Ludowy Bank Chin w tym roku już trzykrotnie obniżał stopy procentowe. Zmasowane działania nie pomogły. Indeksy w Szanghaju i Shenzhen pogłębiają dołki. Analitycy Goldmana Sachsa szacują, że w ostatnich tygodniach państwowe instytucje wpompowały w giełdę około 144 mld dolarów. Można powiedzieć, że są pieniądze wyrzucone w błoto, ponieważ giełdy pogłębiają dołki.

Indie na czele

Perspektywy gospodarcze i rynkowe krajów BRICS są bardzo zróżnicowane. – Pod względem atrakcyjności inwestycyjnej najciekawszym kierunkiem jest w tej chwili Azja, tzn. Indie i, pod pewnymi założeniami, Chiny. Sytuacja Rosji jest specyficzna i zapewne nie trzeba jej szerzej komentować. Coraz głośniej przebrzmiewa ton, że Brazylia idzie w zbliżonym kierunku co Rosja kilka lat temu. Oczywiście nie w sensie politycznym, ale bardziej gospodarczym. Objawy tzw. zarazy holenderskiej, sytuacja polityczna i społeczna każą bardzo mocno zastanowić się przed podejmowaniem ryzyka inwestowania na tamtym rynku – mówi „Parkietowi" Tomasz Piotrowski zarządzający Skarbiec TFI, który specjalizuje się m.in. w tematyce rynków wschodzących.

Również według Wojciecha Białka, głównego analityka CDM Pekao, najsolidniej prezentują się Indie. – Kraj jest stosunkowo odporny na spowolnienie gospodarcze w Chinach, czego nie można powiedzieć m.in. o Rosji czy Brazylii. Pamiętajmy także o czynniku demograficznym, wkrótce Indie staną się najludniejszym krajem świata. Wiele wskazuje, że to w najbliższych latach, to właśnie indyjska gospodarka przejmie miano motoru napędowego rynków wschodzących – uważa główny analityk CDM Pekao.

Rozbieżność w ocenie poszczególnych krajów doskonale widać, chociażby na przykładzie rynku akcji. Sensex, główny indeks giełdy w Mombaju, utrzymuje się w okolicach historycznych maksimów. Dla odmiany główne indeksy giełd w Chinach (Shanghai Composite i Shenzhen Composite), Brazylii (Bovespa) i Rosji (RTS) od kilku miesięcy lecą na łeb na szyję.

Akcje najtańsze od lat

Postrzeganie szeroko pojmowanych emerging markets przez globalnych inwestorów jest dalekie od ideału. Według danych firmy EPFR, rok 2015 jest trzecim z rzędu, w którym inwestorzy wycofują kapitał z akcji i obligacji rynków wschodzących. Według ostatnich szacunków banku JP Morgan w poprzednim kwartale odpływ kapitału sięgnął 120 mld dolarów, co stanowi najwyższy wynik od 2009 r.

Analizując zachowanie rynków wschodzących nie wolno zapominać o zagregowanym indeksie MSCI Emerging Markets (portfel skupiający 23 kraje, w tym m.in. rodzimą GPW; największą wagę mają Chiny). W latach 2002–2009 MSCI EM wzrósł niemal czterokrotnie. Od pięciu lat porusza się w szerokim trendzie horyzontalnym, z rosnącym ryzykiem wybicia dołem. Piotrowski zwraca uwagę na wysoką rozbieżność wycen giełd wschodzących (MSCI EM) względem dojrzałych (MSCI World). Opierając się na prognozowanym wskaźniku P/E (cena do zysku) dyskonto wycen rynków wschodzących względem dojrzałych sięga 31 proc., co stanowi najwyższy odczyt od 2006 r.

– Trzeba jednak tutaj powiedzieć, że nie jest to pełen obraz. Jeśli spojrzymy na pełen szereg czasowy (MSCI EM powstał na początku lat 90. – red.) to zobaczymy, że w tamtej dekadzie różnica w wycenie sięgała nawet ponad 50 proc. Były to oczywiście czasy bardzo dużych kryzysów takich jak meksykański, rosyjski, argentyński czy turecki, w których to dyskonto sięgało 80 proc. – mówi Piotrowski. – Bardzo trudno jest zidentyfikować jeden czynnik odpowiadający za taką sytuację, ale do najważniejszych powinniśmy zaliczyć z pewnością tempo wzrostu zysków spółek, a nie tempo wzrostu gospodarki, bo jedno z drugim jest – szczególnie w krótkim terminie – bardzo luźno związane. Do tego dochodzi zwrot na kapitale oraz corporate governance – wylicza zarządzający. Jego zdaniem bolączką rynków wschodzących jest także zadłużanie się ponad miarę. – Trudno wyrokować, kiedy skończą się te wspomniane trendy na rynkach wschodzących, które jednocześnie powinny być końcem słabości samego rynku kapitałowego. Wszystko wskazuje na to, że nieprędko. Kluczowe powinno być więc selekcyjne podejście do spółek i krajów, bez ogladania się na szeroki indeks – przekonuje Piotrowski.

[email protected]

Wojciech Białek, główny analityk, CDM Pekao

Warunkiem poprawy sytuacji na rynkach wschodzących jest zmiana trendu cen surowców. Oparta na historycznych precedensach projekcja cen sugeruje dołek obecnej wyprzedaży w okolicach listopada, następnie odbicie w górę zbliżone swym charakterem do tych z lat 1982–1983 i 1999–2000, a następnie test tegorocznych dołków i utrzymanie się niskich cen do około 2020 r. Później powinna nadejść silna fala wzrostowa cen surowców wynikająca z ponownego wejścia cyklu Kuznetsa w fazę, w której odradzający się popyt zacznie dominować nad podażą surowców ograniczoną po latach niskich cen. W 2018 r. – gdyby wszystko odbywało się w konwencjonalny sposób – oczekiwać można kolejnej recesji w USA wywołanej wzrostem stóp procentowych. Recesja w USA oznaczać będzie dla innych krajów silne spowolnienie gospodarcze w optymistycznym przypadku lub głęboki kryzys w przypadku pesymistycznym. Sądzę, że w okolicach 2018 r. można się spodziewać tzw. Chinageddonu, czyli pęknięcia największej bańki kredytowej w historii.

Tomasz Piotrowski, zarządzający funduszami, Skarbiec TFI

Polska na tle rynków wschodzących wygląda średnio, tzn. w sensie wycenowym jesteśmy drożsi, ale trzeba pamiętać o naszych kosztach kapitału, relatywnie niskiej premii za ryzyko. Programy prywatyzacji przez giełdę spółek Skarbu Państwa spowodowały strukturalne obniżenie się mnożnika wycenowego dla naszego rynku. Trudno oczekiwać, że ten mnożnik wróci do poziomów z lat ubiegłych. Kluczowym parametrem są zyski spółek. O ile w dużych spółkach trudno się spodziewać fajerwerków (pomijając np. ryzyko w bankach, które w ogóle pogarszają ten obraz), o tyle w małych i średnich widzimy spółki rozwijające się. Niestety, z punktu widzenia inwestorów zagranicznych są to zbyt niepłynne walory. W dłuższym terminie trzeba jednak przy nich zostać, bo być może za kilka lat będą już spółkami dużymi (dobrym tego przykładem jest spółka LPP, która w 2002 roku miała wartość niecałych 300 mln zł, czyli była zaliczana do spółek mniejszych, a dziś ma wartość 13 mld zł i wchodzi w skład WIG20).

Perspektywa podwyżek stóp procentowych przez amerykański Fed przekłada się na deprecjację walut krajów wschodzących. Na rynku pojawia się coraz więcej głosów, że koszt pieniądza pójdzie w górę już na wrześniowym posiedzeniu. Odzwierciedleniem tych obaw jest m.in. zachowanie walut krajów wschodzących, które od dłuższego czasu zgodnie tracą na wartości. Wiele z nich znajduje się na najniższych poziomach od kilkunastu lat (m.in. real, rubel, indyjska rupia). Większość analityków spodziewa się dalszej przeceny. Według danych zebranych przez Bloomberga 14 z 23 monitorowanych walut osłabi się względem dolara do połowy 2016 r.

Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?
Analizy rynkowe
Niedźwiedzie znów są prowokowane przez byki. Koniec korekty?
Analizy rynkowe
Optymizm wrócił na giełdy, ale Trump jeszcze może postraszyć
Analizy rynkowe
Kolejny krach. Jak nie pandemia, to Trump wyzwoliciel