Kiedy w 2010 r. ruszał program akcjonariatu obywatelskiego, zachwytom nie było końca. Ministerstwo Skarbu przekonywało, że jest to propozycja idealnie skrojona do potrzeb inwestorów indywidualnych. Ci z kolei cieszyli się, że w końcu przy okazji wielkich prywatyzacji nie będą wypychani z rynku przez grube ryby i również będą czerpać ze wzrostu cen akcji państwowych czempionów na GPW. Giełda znów znalazła się w centrum uwagi, a brokerzy zacierali ręce, przyjmując zapisy na papiery kolejnych firm wprowadzanych przez Skarb Państwa na GPW.
Początkowo faktycznie wydawało się, że program akcjonariatu obywatelskiego to wielki sukces. Od pierwszego IPO przeprowadzonego w ramach tego programu minęło już ponad dziewięć lat, a początkowy optymizm zastąpiony został przez rozgoryczenie i rozczarowanie. Z perspektywy czasu idea akcjonariatu obywatelskiego okazuje się sukcesem chyba tylko z perspektywy Skarbu Państwa.
Duże zainteresowanie
Po wielu latach zasadne wydaje się pytanie, czemu w istocie miał służyć program akcjonariatu obywatelskiego. Jak sama nazwa wskazuje, chodziło o to, przynajmniej na papierze, aby zachęcić społeczeństwo do inwestowania na giełdzie. Przy tej okazji chciano również odczarować mit, że parkiet giełdowy jest tylko dla zamożnych. W tym celu ustalono maksymalną liczbę akcji, jaką jedna osoba mogła kupić w IPO. Tym samym ukrócono gigantyczne redukcje przy ofertach (przykładowo w przypadku IPO PGE z 2009 r., które nie było jeszcze objęte programem akcjonariatu obywatelskiego, redukcja zapisów wyniosła 96,5 proc.!).
Odzew inwestorów był oszałamiający. W IPO grupy PZU, która jako pierwsza załapała się na program akcjonariatu obywatelskiego, udział wzięło 250 tys. osób. Akcje ubezpieczyciela już w pierwszych tygodniach dawały sowity zarobek, więc nie dziwne, że i apetyt Kowalskich na kolejne spółki należące do Skarbu Państwa wzrósł. Apogeum zainteresowania przypadło na ofertę publicznej samej GPW, w której udział wzięło 323 tys. osób.
Problem w tym, że PZU i GPW okazują się po latach właściwie jedynymi pozytywnymi przykładami rządowego programu. Okazuje się też, że teoria, wedle której w długim terminie na giełdzie się tylko zarabia, nie dotyczy spółek objętych akcjonariatem obywatelskim – a wspomniane PZU i GPW są tylko od tego odstępstwem.