Odzyskana niewinność

Olimpijski triumf Fidżi w rugby przypomina o tym, co w sporcie najpiękniejsze.

Publikacja: 21.08.2016 14:45

Sądząc po pozytywnych komentarzach wydaje się, że rugby ma szansę na dłużej zagościć w programie igr

Sądząc po pozytywnych komentarzach wydaje się, że rugby ma szansę na dłużej zagościć w programie igrzysk olimpijskich.

Foto: Archiwum

Skojarzenia z tym egzotycznym krajem? Piękne, bajeczne wręcz plaże, rafy koralowe, raj dla miłośników sportów wodnych. Słowem – wspaniałe miejsce na wakacje, chociaż raczej dla posiadaczy zasobniejszych portfeli (ceny za tygodniowe wczasy orbitują wokół 10 tys. zł). Amatorzy historii wspomną może niegdysiejszy (ponoć nie tak bardzo dawny) kanibalizm tubylców, a zawodowi historycy dorzucą żeglarzy, którzy eksplorowali wyspy: najpierw był to Holender Abel Tasman (XVII wiek), a potem Anglik James Cook (XVIII wiek). Środkiem płatniczym jest dolar fidżyjski – dopowiedzą znawcy światowych walut. Ale sport?

Tymczasem w wyspiarskim państwie rugby siedmioosobowe – zaszczepione tutaj już w XIX wieku przez przybyszów z Nowej Zelandii – to sport narodowy. Więcej nawet: to sprawa wagi państwowej. Wystarczy powiedzieć, że 13-osobowy skład reprezentacji do Rio ogłaszał osobiście premier fidżyjskiego rządu.

Pierwszy medal

Zwycięstwo Fidżi to wydarzenie historyczne, ponieważ jest to pierwszy medal olimpijski dla tego małego kraju w historii. Ale o sensacji sportowej mówić nie można. Drużyna z Oceanii była faworytem. – Nikt nie jest lepszy od Fidżi. W siedmioosobowym rugby oni są czarodziejami – tak ujął to brazylijski rugbysta Lucas Duque. W finale olimpijskiego turnieju Fidżyjczycy roznieśli Wielką Brytanię 43-7. Nie można więc powiedzieć, że Dawid pokonał Goliata, przynajmniej nie w kategoriach sportowych, ale rozmiary zwycięstwa są imponujące – to był pogrom. Wyglądało to tak, jak pamiętne 7:1 Niemców z Brazylią w półfinale piłkarskich mistrzostw świata dwa lata temu.

Fidżi oszalało ze szczęścia. Ludzie wyszli świętować na ulice, zatrzymywali samochody, wszędzie powiewały błękitne flagi. Wcześniej kibice wspólnie oglądali mecz, kilka tysięcy zgromadziło się na stadionie w stolicy kraju Suvie. Ale rugbyści Fidżi porwali kibiców z całego świata. Raz – efektowną grą, dwa – swoją pokorą. Oddawali honor każdemu przeciwnikowi, a w czasie ceremonii medalowej, dekorowani przez księżniczkę Annę, córkę królowej Elżbiety II, przyklękali i trzykrotnie klaskali, co jest oznaką najwyższego szacunku. Przez cały turniej okazywali głęboką religijność: wspólnie się modlili, wznosili ręce ku niebu, a po finałowym meczu kapitan drużyny Osea Kolinisau dziękował w pierwszej kolejności Bogu.

Zwycięstwo nad Wielką Brytanią ma szczególny wymiar – Fidżi było brytyjską kolonią do 1970 r. Być może nie byłoby jednak tego triumfu bez Anglika. Trzy lata temu drużynę przejął Ben Ryan. Nazywał swoich podopiecznych Harlem Globetrotters, bo byli dostawcami rozrywki i radości. Ale jemu początkowo raczej nie było do śmiechu. Przez pierwszych pięć miesięcy nie dostawał wypłaty, drużyna nie mogła podróżować, bo nie było benzyny do busa – opisywał australijski „The Sydney Morning Herald". Za to nigdy nie brakowało radości z gry, do której Anglik dołożył taktyczną dyscyplinę. W drużynie miał żołnierzy, policjantów, strażników więziennych i gońca hotelowego. Odwiedzał ich w domach, widział autentyczną biedę. Do tego w lutym bieżącego roku Fidżi dotknęła katastrofa – cyklon Winston. 44 osoby straciły życie, wiele innych dach nad głową, w tym niektórzy zawodnicy. Straty oszacowano na 500 mln USD.

Fidżi składa się z kilkuset wysp, liczy niecałe 900 tysięcy mieszkańców. Sielankowy obraz raju na Pacyfiku, jaki widzą turyści, jest nieco mylący. Dziesięć lat temu doszło do puczu, za którym stał komandor Frank Bainimarama, dowódca sił zbrojnych. To był już czwarty pucz wojskowy w ciągu ostatnich 20 lat. Chodzi przede wszystkim o nieporozumienia rdzennych Fidżyjczyków z mniejszością hinduską, sprowadzoną na wyspy w XIX w. Fidżyjczycy chcą mieć pełnię władzy, chcą też, by do nich należały najcenniejsze ziemie. Krótko mówiąc, chcą pokazać Hindusom, kto tutaj rządzi i kto jest u siebie.

A skąd w ogóle Hindusi wzięli się na Fidżi? Zaczęło się od tego, że około 25 tys. mieszkańców wysp zmarło na odrę. Co ciekawe, chorobę zawdzięczali własnemu królowi, który zaraził się nią w Australii, dokąd wybrał się na zaproszenie angielskiej królowej Wiktorii. Po powrocie króla i jego świty choroba szybko rozprzestrzeniła się na cały archipelag. Liczba ludności gwałtownie się zmniejszyła, zaczęło brakować siły roboczej i brytyjscy plantatorzy zaczęli masowo ściągać właśnie Hindusów. Dzisiaj stanowią oni ponad 40 proc. obywateli.

Zbliżenie z Rosją

Skutkiem puczu sprzed dziesięciu lat była też dość zaskakująca zmiana politycznych i wojskowych sojuszy. Komandor Bainimarama, który jest dzisiaj premierem kraju, zbliżył się do Rosji. To dość nietypowy partner dla Fidżi, które wcześniej było sojusznikiem Stanów Zjednoczonych oraz położonych po sąsiedzku Australii i Nowej Zelandii. Tymczasem na początku tego roku brytyjski dziennik „Guardian" pisał o tajemniczych dostawach broni, które dotarły na Fidżi z Rosji. W dwudziestu kontenerach miał się znaleźć nawet helikopter.

Premier rządu był w Rio razem z reprezentacją, oglądał finał z trybun, a potem wydał oświadczenie, w którym nazwał zwycięstwo „wspaniałym momentem w historii narodu". W ostatnich dniach poszedł jeszcze dalej: ma pomysł, aby zmienić flagę państwa w taki sposób, żeby upamiętnić olimpijskie zwycięstwo. Na razie na fladze znajduje się flaga Wielkiej Brytanii w kantonie oraz – po prawej stronie – godło. Fakt, że olimpijski laur jest wydarzeniem nie lada – Fidżyjczycy 14 razy brali udział w letnich igrzyskach i trzykrotnie w zimowych, ale medal wywalczyli po raz pierwszy.

Po tym sukcesie internauci masowo wpisywali frazę Fidżi w wyszukiwarki w sieci, ale czasami lepiej odwołać się do tradycyjnych źródeł. Józef Kierski, polski lekarz, przyjechał na Fidżi w 1976 r., a potem napisał książkę „W cieniu złocistego węża" (co prawda nie tylko o Fidżi). Jako ginekolog pomagał zmniejszyć śmiertelność matek przy porodach. Był zachwycony gościnnością miejscowych, którzy nieustannie podejmowali go kavą i obsypywali podarunkami. Kavy nie należy mylić z kawą. Ta pisana przez „v" to tradycyjny napój na Fidżi i innych wyspach Pacyfiku, przygotowywany z suszonych korzeni rośliny o tej samej nazwie, u nas znanej jako pieprz metystynowy. Należy uważać, bo napój – podobno niezbyt smaczny – ma działanie psychoaktywne.

Ostatnio na igrzyskach w rugby grano w 1924 r. Był to wersja 15-osobowa. Teraz oglądaliśmy wersję siedmioosobową, która jest bardziej widowiskowa i zrozumiała dla laików. Sądząc po pozytywnych komentarzach, wydaje się, że ma szansę na dłużej zagościć w programie igrzysk olimpijskich. Fidżi pewnie znowu będzie faworytem. Tyle tylko, że prawdopodobnie już bez trenera Ryana. Wkrótce kończy mu się kontrakt, nie planował go przedłużać, mówił, że chce sobie zrobić przerwę, a potem podjąć nowe wyzwanie. Ale czy Fidżyjczycy pozwolą mu odejść? Sam też sporo im zawdzięcza. Jak mówi, na końcu świata przypomniał sobie, na czym polega prawdziwy sport, gdzie pieniądze, układy i sponsorzy nie są najważniejsi. Wcześniej prowadził reprezentację Anglii i nie miał przy tym tyle radości.

Na razie jest czas świętowania. Gazeta „Fiji Times" podaje, że krajowa federacja rugby koordynuje przygotowania do powitania drużyny. Bohaterowie wrócą z Rio w weekend, poniedziałek ma być dniem wolnym od pracy, szykuje się wielka feta. Fidżyjczycy już pokazali, że potrafią się bawić.

[email protected]

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy