Do maja wzrosty na GPW wydawały się stabilną kontynuacją hossy z 2023 r., na fali wiary w zmianę podejścia do zarządzania w spółkach SP, a także na fali odbicia gospodarczego. Okazuje się jednak, że dane gospodarcze pozostawiają wiele do życzenia, a polski przemysł łapie zadyszkę razem z niemiecką gospodarką. Konsument biedny nie jest, ale i skory do wydatków także niezbyt. Programu wsparcia kredytobiorców (i deweloperów, a przez to i banków) jak nie było, tak nie ma, a najnowsze informacje są takie, że nie ma w tej sprawie porozumienia koalicyjnego. Zmiany jakości zarządzania w spółkach SP też jakiejś zasadniczej nie ma. Na to wszystko nakłada się niechęć kapitału zagranicznego do obecności w Polsce w obliczu potencjalnej wygranej D. Trumpa w wyścigu o fotel prezydenta USA. I od tego czynnika można zacząć.
To właśnie większe przypomnienie inwestorom faktu, że obóz Trumpa niechętny jest wspieraniu Ukrainy, a najchętniej zakończyłby tę wojnę (pewnie niekorzystnie dla Ukrainy), aby skupić się na ważniejszej dla Stanów wojnie handlowej z Chinami, sprowokowało dużą przecenę na GPW. Biorąc pod uwagę, że nawet po ostatniej debacie, w ocenie rynku wygranej przez K. Harris, Trump ma spore szanse na zwycięstwo, ryzyko geopolityczne wciąż mocno waży, a inwestorzy amerykańscy intensyfikowali ostatnio sprzedaż polskich aktywów, co było widać szczególnie w ruchach rynkowych w końcowych dwóch godzinach sesji. W czwartek WIG rósł już tylko o niecałe 4 proc. YTD, a WIG20 był pod kreską, chociaż trzeba jeszcze uwzględnić wypłacone dywidendy. Tak czy inaczej, był to mizerny wynik w porównaniu z 16-proc. wzrostem indeksu S&P 500 czy nawet 11 -proc. wzrostem niemieckiego DAX-a, gdzie dane makro są fatalne.
Z nastrojami globalnymi i geopolityką nie da się nic zrobić, ale krajowe podwórko też dokłada swoje. Przede wszystkim schody pojawiły się w sektorze bankowym, będącym wcześniej motorem wzrostów. To jednak można zrozumieć, bo przede wszystkim wynika z czynników rynkowych. Inflacja globalnie spada i EBC, a zaraz Fed, obniżają stopy. O ile w Polsce bazowym scenariuszem mogła przez pewien czas być stabilizacja stóp aż do 2026 r., o tyle obecnie konsensus przesuwa się na obniżki już w przyszłym roku. Dla wyniku odsetkowego banków to gorsza wiadomość. Chociaż pozostają one na niewygórowanych wycenowo poziomach i oferują atrakcyjny poziom dywidendowy, to nie dają już perspektywy na znaczny wzrost zysków.
Natomiast to, co na pewno kuleje i można by zmienić, a tym samym poprawić performance spółek na GPW, to polityczne zarządzanie spółkami. Wydzielenie aktywów węglowych z firm energetycznych odsuwa się, wciąż pozostając w sferze koncepcyjnej. Orlen dalej jest wykorzystywany jako kluczowe aktywo polityczne – aktualnie do ratowania innych spółek SP. Cała nadzieja wydaje się leżeć w konsumencie i moim zdaniem to w końcu właśnie siła konsumenta okaże się koniem pociągowym indeksów na GPW.
To jednak może już być bardziej melodia przyszłego niż obecnego roku.