Trudno zaprzeczyć, że obecne poziomy cenowe mogą się wydawać atrakcyjne, ale analizując wydarzenia ostatnich dni, naprawdę trudno jest mi znaleźć jakiś punkt zaczepienia dla rynków. Poza oczywiście życzeniowym czy – jak kto woli – kontrariańskim podejściem w tej sytuacji.
Fala coraz słabszych informacji dla rynków zaczęła się od odczytów niemieckiego PPI, która w sierpniu osiągnęła dynamikę 45,8 proc. r./r. i 7,9 proc. m./m., bijąc na głowę oczekiwania analityków. Może to wywierać dalszą presję na EBC i przywróciło temat wysokiej inflacji w świadomości inwestorów. Kolejnym elementem układanki jest ostatnie posiedzenie Fedu, gdzie zgodnie z oczekiwaniami podniesiono stopy o 75 punktów bazowych. Najnowsza projekcja wskazuje na osiągnięcie przedziału 4,25–4,50 proc. jeszcze przed końcem tego roku, co oznacza, że wysokie tempo podwyżek pozostanie utrzymane. A nie można tutaj w żaden sposób wykluczyć zakończenia cyklu na tym poziomie (chociaż oczekiwane poziomy na koniec 2023 oraz 2024 r. prognozują stopniowy spadek we wskazanym horyzoncie).
Dodatkowo temperatura na rynkach została podniesiona przez prezydenta Rosji, który ogłosił w ostatnich dniach decyzję o mobilizacji, co zwiększyło zmienność na rynkach i ponownie przypomniało o istniejącym z perspektywy inwestorów problemie konfliktu w Ukrainie.
Podsumowując, wszystkie scenariusze, na których opierały się wzrosty obserwowane w ostatnich trzech miesiącach, straciły na znaczeniu. Zarówno nadzieja na szybkie uspokojenie konfliktu, jak również uspokojenie tempa podwyżek stóp wydają się mało prawdopodobne.
Pewne nadzieje część inwestorów może wiązać z szansą na łagodne lądowanie globalnej i krajowej gospodarki, chociaż szansa na to nie jest w mojej ocenie duża. Co prawda sierpniowe dane z przemysłu pozytywnie zaskoczyły, to nastroje w biznesie utrzymują się najsłabsze od miesięcy. Podobnie przyzwoite poziomy osiągała dynamika sprzedaży detalicznej, chociaż warto pamiętać, że ubiegłoroczne dane nie uwzględniały czynnika ogromnej liczby imigrantów z Ukrainy.