Mimo znaczącego wzrostu dynamiki sprzedaży właściciel jednej z największych w kraju prywatnej sieci przychodni zarobił mniej. Czysty zarobek w tym okresie spadł o 17,3 proc., do 4,3 mln zł. Co spowodowało tak wyraźne pogorszenie rezultatów?
– Spadek zysku netto wynika z otwarcia w ubiegłym roku dwóch przychodni w Warszawie. Otwarcie nowych placówek niesie ze sobą wzrost kosztów. Musi minąć pewien czas, by każda placówka została zapełniona pacjentami i osiągnęła punkt rentowności. Liczymy, że stanie się to w tym roku – tłumaczy Radosław Szubert, prezes Polmedu. Dodaje, że w 2017 r. zarząd celuje w utrzymanie ubiegłorocznego tempa wzrostu przychodów. – Zamieszanie w publicznej służbie zdrowia powoduje, że komercyjna część biznesu medycznego rośnie. W najbliższych miesiącach nie planujemy otwarć nowych przychodni. Chcemy skupić się na poprawie rentowności w obecnych naszych placówkach – mówi prezes. Obecnie Polmed posiada 22 punkty przyjęć.
W styczniu i lutym zanotowana została duża liczba zachorowań na grypę. – Pod względem logistycznym daliśmy sobie radę z epidemią grypy, która wystąpiła na początku roku. Abonamenty medyczne w ogólnym przychodzie spółki stanowią około 30 proc. Duża część pacjentów płaci za pojedyncze świadczenia – wyjaśnia Szubert.
Polmed w ostatnich latach regularnie dzielił się zyskiem z akcjonariuszami. W swojej giełdowej historii tylko raz (2013 r.) nie wypłacił dywidendy. W ubiegłym roku na ten cel zostało przeznaczonych prawie 80 proc. zysku netto, co dało 0,14 zł na każdą akcję. Stopa dywidendy wyniosła 4,8 proc. i była najwyższa w historii spółki. Zarząd nie podjął jeszcze decyzji dotyczącej podzielenia się ubiegłorocznym zyskiem. Przyjmując jednak, że również blisko 80 proc. zysku miałoby trafić do akcjonariuszy, na jedną akcję przypadałoby 0,12 zł, co przy obecnym kursie (2,78 zł) dałoby 4,3-proc. stopę dywidendy.