Oznacza to, że prawie nigdzie na świecie, trzymając pieniądze w krótkoterminowych obligacjach czy na lokatach, nie otrzymamy dodatniej stopy zwrotu, biorąc pod uwagę inflację w danym kraju. W konsekwencji rozpoczął się wyścig nie o to, gdzie zyskamy najwięcej, ale gdzie gotówka straci najmniej.
Taka sytuacja ma miejsce ze względu na rekordowo niskie stopy procentowe wprowadzone przez większość banków centralnych świata, czy to pozostałość jeszcze po kryzysie finansowym, czy kryzysie w strefie euro, czy odpowiedź na negatywne skutki ekonomiczne spowodowane obecną epidemią. Wydaje się, że żaden z banków centralnych w obecnej sytuacji wsparcia wzrostu gospodarczego, a przede wszystkim rządów, które muszą zadłużać się na potęgę, prędko stóp procentowych nie podniesie. Z kolei stymulacja fiskalna i monetarna wypycha coraz więcej pieniędzy do konsumentów, co podnosi inflację i oczekiwania inflacyjne.
To w konsekwencji powoduje powiększenie się ujemnych realnych stóp procentowych. W Polsce, według miary inflacji bazowej, wynoszą one już -4,2 proc. Zatem nie może dziwić wypieranie gotówki w stronę akcji czy surowców oraz kryptowalut. Choć są one oprocentowane na „zero", to potencjalnie mogą przynieść większą stopę zwrotu niż 4 proc. rocznie, co dopiero spowoduje wyrównanie strat spowodowanych inflacją w życiu codziennym. Zdaje się, że to dopiero początek nowego, ryzykownego trendu. ¶