Temat wojny handlowej zdominował ostatnie miesiące na rynku. Teraz jednak jesteśmy w szczególnym momencie. W środę ma zostać podpisane porozumienie tzw. pierwszej fazy między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Czym ono tak naprawdę jest?
Jest to tak naprawdę otwarcie drogi do bardziej skomplikowanych negocjacji, do których ma dojść w dalszej części 2020 r. Tak na dobrą sprawę nie wiemy natomiast, jak długo będą one trwały. Sam Donald Trump już zapowiedział, że zapewne nie uda się ich zakończyć przed wyborami. To, co się wydarzy w środę, już uspokoiło inwestorów i jest powodem silnego ruchu wzrostowego, jaki widzimy na rynku w ostatnich tygodniach. Pytanie brzmi, co tak naprawdę znajdzie się w tym porozumieniu. Rynek zdyskontował to, że pierwsza faza negocjacji została zakończona, ale szczegóły porozumienia są nieznane. Chiny dotychczas zakomunikowały, że przystąpią do porozumienia, tylko jeśli będzie towarzyszyło temu wycofanie się z części wprowadzonych w 2019 r. ceł. Liczono, że Trump wycofa się z taryf wprowadzonych we wrześniu. Pytanie, jaka będzie finalna wersja umowy i jak duża będzie skala ustępstw. Jeśliby się okazało, że skala ta będzie duża, to automatycznie poprawią się perspektywy wzrostu gospodarczego w 2020 r. Za tym też pójdzie popyt na bardziej ryzykowne aktywa. Nie można jednak wykluczyć scenariusza, w którym ustępstwa celne nie będą daleko idące i rynek może być tym zawiedziony. Ryzyko negatywnego zaskoczenia i realizacji części zysków, które udało się wypracować na przestrzeni ostatnich miesięcy, istnieje. Przypomnijmy bowiem, że 2019 r. mimo wojny handlowej zakończył się około 30-proc. wzrostem głównych indeksów.
Porozumienie pierwszej fazy to przełom czy chwilowe zakopanie topora wojennego?
Na pewno jest to zamknięcie pewnego etapu, po którym będzie można przejść do kolejnego. Ten pierwszy etap wiązał się z wieloma tarciami. Pytanie, jak to będzie wyglądało w drugim etapie. Wcale nie musi on być taki optymistyczny i rozmowy wcale nie muszą przebiegać bez problemów. Donald Trump już wielokrotnie podkreślał, że jeśli Chiny będą zwlekały z zawarciem porozumienia, to Stany Zjednoczone po wyborach prezydenckich będą miały mniej do zaoferowania niż w przypadku wczesnego porozumienia. Co więcej, Chiny nie wydają się być aż tak bardzo potulne, jak chciałby tego Trump. Ostatnie dane sugerują bowiem, że mimo wprowadzonych w 2019 r. taryf celnych chińska gospodarka radzi sobie dość dobrze. Co prawda hamuje, ale nie jakoś drastycznie. Mimo wszystko wymiana handlowa istnieje i to daje pewność chińskim decydentom, że nawet bez Stanów Zjednoczonych gospodarka jest w stanie sobie jakoś radzić. To utwierdza ich w przekonaniu, że do stołu negocjacyjnego mogą siadać jak równy z równym. Większa siła strony chińskiej może też powodować większe tarcia podczas drugiej tury rozmów. Trzeba też dodać, że będą to kwestie, wobec których wcześniej nie udało się osiągnąć porozumienia. Może być więc trudniej znaleźć wspólny mianownik.