Robert Prechter jest analitykiem technicznym, który wydaje biuletyn inwestycyjny "The Elliott Wave Theorist". Swoje prognozy opiera na teorii fal Elliotta, uznawanej przez wielu inwestorów za mało wiarygodną i niezwykle subiektywną. Prechter stał się słynny w latach osiemdziesiątych, kiedy dwukrotnie przewidział punkty zwrotne na rynku akcji. Po raz pierwszy w 1982 roku, kiedy ogłosił, że nadchodzi fala silnych wzrostów. Po raz drugi, kiedy przewidział bliski koniec przepowiedzianej wcześniej hossy w sierpniu 1987 roku, na kilka miesięcy przed spektakularnym krachem październikowym. Według jego obliczeń, właśnie w tym roku na rynkach miała zapanować długoletnia dekoniunktura. Nic takiego jednak się nie stało. Giełdy szybko otrząsnęły się po krachu październikowym, a lata dziewięćdziesiąte przeszły do historii jako okres mega-hossy. Prechter wtedy zalecał, aby trzonem wzorcowego portfela inwestycyjnego były amerykańskie bony skarbowe, a nie akcje. W efekcie przegapił okazję do wysokich zarobków, a jego autorytet podupadł. Dowodzi tego choćby znaczący spadek liczby abonentów "The Elliott Wave Theorist" z 20 tys. w 1987 roku, do 4 tys. obecnie. Wskazówki, jakich udzielał inwestorom, nie przełożyły się na wysokie zyski. Zgodnie z obliczeniami Hulbert Financial Digest, strategia Prechtera od końca 1982 roku do sierpnia 2002 pozwoliła zarobić średniorocznie 10,4%. Jest to wynik niezadowalający, ponieważ w analogicznym czasie indeks S&P 500 zagwarantował 13,1% rocznie.
Odważne tezy Prechtera
Robert Prechter, wykorzystując teorię fal Elliotta, uważa, że DJIA z obecnego poziomu 8400 pkt. spadnie wiosną 2003 roku do 4000 pkt., a koniec bessy na amerykańskich rynkach akcji nastąpi dopiero wtedy, gdy średnia przemysłowa znajdzie się w przedziale między 500 a 1000 pkt. Dość odległa perspektywa z punktu widzenia aktualnego poziomu tego indeksu.
Dane statystyczne wydają się być sprzymierzeńcem Prechtera. Od dna z roku 1974 (570 pkt.) lub 1982 (777 pkt.) średnia przemysłowa zyskała odpowiednio 20- i 15-krotnie, by wreszcie w styczniu 2000 roku osiagnąć poziom 11 750 pkt. Coś takiego nigdy dotąd się nie zdarzyło. Przykładowo: w latach gorączki lat dwudziestych DJIA wzrósł pięciokrotnie (z 63,9 pkt. w 1921 roku do 386 pkt. w 1929 roku), bąbel spekulacyjny w Japonii pomiędzy 1975 rokiem a 1989 powiększył kapitalizację jedenastokrotnie, a szaleństwo spekulacyjne bańki Mórz Południowych ośmiokrotnie zwiększyło wartość rynku (1722 rok). Okazuje się zatem, że siła hossy ostatnich dwóch dekad ubiegłego wieku nie ma precedensu w nowożytnej historii rynków akcji.
Rynki, zanim osiągały dno, mocno spadały. Tak było w czasie bańki Mórz Południowych, kiedy rynek brytyjski stracił 90%. Podobny spadek miał miejsce podczas krachu lat 1929-1933. Jedynym indeksem, który spadł w ostatnich trzech latach, porównywalnie był Nasdaq Composite (stracił 3/4 wartości od szczytu z wiosny 2000 r.). Proces zdecydowanego korygowania szaleństwa spekulacyjnego największej hossy stulecia ominął indeksy S&P 500 i średnią przemysłową. Prechter nie widzi powodu, dla którego miałoby się tak dziać i zakłada, że powinny zniżkować o wiele mocniej. 90-proc. spadek tych indeksów ma je sprowadzić odpowiednio do poziomu poniżej 200 pkt. oraz poniżej 1000 pkt.