Ostatnio zwracałem uwagę na manipulowanie indeksem poprzez transakcję koszykami akcji. Za częścią tego typu transakcji bez wątpienia stoją arbitrażyści, ale szczególnie na ostatnich sesjach coraz częściej wyraźnie widać, że część pakietów z arbitrażem nie ma nic wspólnego. Na wczorajszej sesji koszyki akcji załamały indeks przy samym szczycie (tutaj akurat typowałbym zamykających pozycję arbitrażystów), a popołudniowe odbicie WIG20, wywołane również przez pakietowe zlecenia, pozwoliło kontraktom na wzrost aż 49 pkt. Wielu inwestorów zapewne nie zgodzi się z określeniem "manipulacja" i takie spojrzenie na arbitraż uzna za schizofreniczne. Ale warto byłoby sprawdzić, czy czasami któryś z dużych inwestorów przeprowadza arbitraż nie w celu zarobku na takiej transakcji, ale w celu poprawienia wyników na innych pozycjach. Wątpliwym arbitrażem byłoby też opóźnianie przeciwnych transakcji (lub tylko częściowe pokrywanie pozycji) na jednym z rynków, co w kilku przypadkach wyraźnie dało się zauważyć. Tyle tylko, że nawet jeśli moje podejrzenia byłyby choć trochę słuszne, to stawiam dolary przeciw orzechom, że tak subtelnej (ustawowo karalnej!) "sztuczności podwyższania lub obniżania cen papierów wartościowych" nikt w Polsce nie jest w stanie udowodnić.
Na koniec przestroga dla zwolenników pomocy bykom ze strony zachodnich indeksów. Rok temu po spokojnym 11 września indeksy natychmiast rozpoczęły spadek, który w ciągu miesiąca zabrał po 15% na wszystkich amerykańskich indeksach. WIG20 w tym okresie (zamknięcie 11 września 11...09 pkt.) oddał 6%. Wtedy z optymistycznym argumentem braku zamachów wygrała niedźwiedzia cykliczność. Po wrześniowym dwucyfrowym spadku od szczytu o odbicie u nas aż się prosi, ale brak zamachów absolutnie w tym nie pomoże.