"Dziura Bauca" znowu straszy. I nie są to już strachy na Lachy, jak w roku 2001, kiedy ówczesny minister finansów, na pożegnanie, wprowadził takie właśnie hasło do publicznego obiegu. Ku przestrodze. Hasła żyją własnym życiem i niekiedy odrywają się od rzeczywistości. Pod tym względem "dziura Bauca" przypomina "grubą kreskę" Mazowieckiego. Premier Mazowiecki chciał oddzielić komunistyczną przeszłość, za którą nie bierze odpowiedzialności, od dzieła odnowy, podjętego w 1989 roku. Wyszło z tego rozgrzeszenie PRL-u oraz komunistów. W tej wykoślawionej postaci utkwiło w masowej pamięci. Na podobnej zasadzie panuje powszechne przekonanie, iż "dziura Bauca" była realnym, finansowym nieszczęściem, które nas dotknęło w 2001 roku. Wybawił nas od katastrofy nowy rząd Millera. Nic podobnego! Nie było to coś, co realnie zaistniało, lecz prognoza ostrzegawcza na 2002 rok, której spełnienie oznaczałoby, że Polacy postradali ekonomiczny rozum. Realny deficyt budżetowy 2001 roku - roku Buzkowej dekadencji - sięgnął 32,4 mld zł (4,3% PKB). Czyli znacznie mniej, niż projektuje rząd Millera na 2004 rok! Tzw. "dziura Bauca" była przepowiednią wszystkich złowrogich skutków, jakie niosły nowe ustawy, głosowane wbrew Buzkowi przez część AWS-u, wespół zespół z opozycyjnym SLD i PSL. W roku wyborczym mnożono i usztywniano wydatki bez opamiętania. Można rzec, iż Leszek Miller był współproducentem owego czarnego scenariusza, zwanego "dziurą Bauca", będąc zarazem jego zawziętym krytykiem. Dwa w jednym! Scenariusz klęski zatrzymało prezydenckie weto oraz "kotwica Belki".

Jest swoistym paradoksem, że owa potencjalna, na szczęście niespełniona, groźba zajrzała nam w oczy teraz, chociaż powinniśmy być mądrzejsi o lekcję 2001 roku. Deficyt budżetowy w 2004 roku, po wyeliminowaniu księgowych sztuczek, przekroczy 60 mld złotych, co stanowi dolną granicę prognozy ostrzegawczej Bauca. Ominęliśmy dziurę w 2002 roku, wpadamy w nią w 2004 roku ! Przy pełnym rozpoznaniu, że jest, gdzie jest i jakie niesie zagrożenia!

Jednoroczna "dziura Bauca" to pół biedy. Młode gospodarki rynkowe Europy Środkowowschodniej wychodziły z większych opresji. Niestety, razem z Baucem kłania się Gierek. Wraz z budżetową dziurą zaciska się pętla zadłużenia. Budżet 2004 roku jest zaproszeniem do Polski obu tych nieszczęść naraz, jakby na potwierdzenie, że nieszczęścia lubią chodzić parami. Wydatki rosną z poziomu 193,6 mld złotych w 2003 roku, do 198,2 mld złotych. W bezinflacyjnej gospodarce oznacza to fikcję deklarowanych oszczędności. Plan oszczędności, zwany planem Hausnera, jest odsunięty w czasie. Istotne ruchy mają nastąpić w 2005 roku, i później. Im później, tym więcej odwagi. Sęk w tym, że rozum i odwaga nie mogą czekać. Mało zabawny jest plan ratunkowy, przewidujący najpierw wdepnięcie w "dziurę Bauca" i zaciśnięcie pętli zadłużenia, by potem ratownicy mieli trudniejsze zadanie i gniew ludu na karku!