Noblesse oblige?

Co będzie, jeżeli teorie monetarne Kopernika o wypieraniu dobrego pieniądza przez zły zastosować do wymiany elit? Czy oznacza to, że jedno buractwo może zostać zastąpione tylko przez gorsze buractwo?

Publikacja: 03.03.2006 07:41

Tragedia, która wydarzyła się w Katowicach, wstrząsnęła każdym z nas. Oglądałem konferencję prasową, na której wspaniale przygotowany PR-owiec tłumaczył dziennikarzom, że tak naprawdę nikt nie jest winny, że to tylko nieszczęśliwy wypadek, zbieg niefortunnych okoliczności. Wpatrywałem się w ekran telewizora, nie mogąc uwierzyć, że to się stało. Mój pięcioletni synek, który razem ze mną oglądał program poświęcony katastrofie, spytał:

- Dlaczego tatusiu zawaliła się ta hala?

Odpowiedziałem: - Śnieg długo padał i pod ciężarem śniegu zawalił się dach. Dziecko spojrzało na mnie ze zdziwieniem i powiedziało: - To dlaczego nikt nie odśnieżył dachu, PRZECIEŻ TO TAKIE PROSTE?

Lapidarność tego stwierdzenia jest, niestety, porażająca. Na ilu teraz stanowiskach związanych z zarządzaniem ludźmi zasiadają osoby, dla których odpowiedzialność za powierzonych im ludzi to czysta abstrakcja? Przecież codziennie widzimy takich polityków, którzy potrafią dla własnej kariery rozpętać wojny; takich nauczycieli, którzy wiedząc o zagrożeniu lawinowym prowadzą dzieci w wysokie góry; takich dyrektorów, którzy lekceważąc normy bezpieczeństwa pracy powodują śmierć lub kalectwo ludzi, za których odpowiadają. Według mnie, rozerwanie relacji pomiędzy poczuciem odpowiedzialności za ludzi a zarządzaniem nimi wynika m.in. z osłabienia społecznej rangi kategorii psychologicznej, jaką jest honor.

Przez tysiąclecia niepodważalnym obowiązkiem ciążącym na osobach sprawujących faktyczną władzę, czyli na rycerstwie, a później na szlachcie korzystającej na co dzień z pracy włościan, była ich ochrona i obrona przed wszelkim niebezpieczeństwem. Kto nie umiał sprostać nałożonym nań obowiązkom, okrywał się infamią lub mógł też być całkowicie wykluczony ze stanu szlacheckiego. Mimo stopniowej deklasacji szlachty po rewolucji francuskiej, pojęcie honoru nie zanikało. Najsłynniejszy polski kodeks honorowy z 1919 r. (tzw. kodeks Boziewicza) w art. 1 mówił, że osobami honorowymi są "te osoby płci męskiej, które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka". Mimo że w Polsce tytuły szlacheckie zniosła w 1921 roku konstytucja marcowa, ale przez cały okres II Rzeczpospolitej osoba, którą środowisko uznało za niehonorową, poddawana była towarzyskiej izolacji. A potem już było tylko gorzej, Katyń, Powstanie Warszawskie i okres dyktatury proletariatu doprowadziły do tego, co mamy teraz.

Nie będę ukrywać, że proletariatyzacja obyczajowa, jaka panuje wśród dużej części polskiej kadry zarządzającej, mocno mnie irytuje. Gwałtowność i nerwowość, z jaką następowała przez ostatnich 15 lat pierwotna akumulacja kapitału, spowodowała, że wypłynęła masa ludzi pozbawionych jakichkolwiek skrupułów. Dobre obyczaje przeszkadzają w robieniu interesów, etyka biznesu jest passe, jakakolwiek wzmianka o działaniach antykorupcyjnych budzi odruch zniesmaczenia. Czy w takich okolicznościach można mówić o dobrym klimacie dla kształtowania odpowiedzialnych postaw społecznych w kadrze zarządzającej? Koń, jaki teraz jest, każdy widzi, pytanie można sobie natomiast postawić o kierunek trendu. Z jednej strony, wrodzony optymizm, ale i lektura Jana Jakuba Roussoue podpowiadają, że po zakończeniu pierwszej fazy akumulacji naganne praktyki w zakresie zarządzania zasobami ludzkimi przejdą do lamusa. Jednakże, z drugiej strony, okazjonalny sceptycyzm oraz teorie Vilfriedo Pareto o krążeniu elit nakazują ostrożność. Co będzie, jeżeli teorie monetarne Kopernika o wypieraniu dobrego pieniądza przez zły zastosować do wymiany elit? Czy oznacza to, że jedno buractwo może zostać zastąpione tylko przez gorsze buractwo?Są instytucje w Polsce, które starają się promować pozytywne modele zachowań. Do nich zaliczyłbym m.in. Fundację im. Lesława Pagi, powołaną dla upowszechnienia dobrych praktyk w działalności gospodarczej. Zastanawiam się jednak, czy krok bardziej radykalny nie byłby wskazany. Co by było, gdyby na wzór Złotej Maliny przyznawanej corocznie od 1980 r. filmom i filmowcom za najgorszą wpadkę, stworzyć polską nagrodę np. Złotego Buraka przyznawanego firmom i menedżerom, konsekwentnie nie umiejącym nauczyć się dobrych praktyk gospodarczych. Takich nagród wcale nie trzeba by przyznawać, sama nominacja powinna wystarczyć. Czekam na odważnego, który podejmie pomysł.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego