Jak mawiał genialny Jan Sztaudynger, "Powodzenia połowa - wierzyć we własne słowa". Zatem ja mam nadzieję, że nowy rząd wierzy w to, że jest w stanie spełnić wszystkie swoje gospodarcze deklaracje. Szczególnie zaś kibicuję resortowi skarbu, żeby wprowadził w życie wszystkie entuzjastyczne zapowiedzi dotyczące odpolitycznienia państwowych spółek i ich rad nadzorczych.
Pierwsze wrażenie jest, owszem, pozytywne: będziemy mieli walkę z "kolesiostwem", znikną wszyscy nadzorcy, którzy w spółkach znaleźli się z politycznego nadania, ruszą konkursy, w których z założenia wygrywać mają profesjonaliści. Chciałoby się rzec, że w końcu będzie normalnie. Wróci pełna przejrzystość. Ale chwileczkę: ona nie może wrócić. Przecież jej nigdy nie było... Każdy nowy rząd najpierw patrzył, co się dzieje, a potem obsadzał, gdzie się da, swoich ludzi. W związku z tym - gdyby teraz miało być inaczej - bylibyśmy świadkami prawdziwej rewolucji. A w to już naprawdę trudno uwierzyć.
Co więcej, żeby wprowadzić te nowe, lepsze zasady, resort skarbu zacznie od starej, dobrej praktyki: czystek w nadzorowanych przez siebie spółkach. A stąd już prosta droga do tego, żeby swoich ludzi gdzie trzeba powsadzać.
Inna sprawa, że ministrowie mogą deklarować, co chcą, a urzędnikom i tak nie będzie się chciało dokładać sobie roboty. Jakieś nowe zasady, dokumenty... Dla urzędnika to dodatkowe zawracanie głowy, z którego i tak nie ma dodatkowych pieniędzy.
Zawsze trzeba mieć nadzieję. Tylko żeby znów nie wyszło "chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze".