Julia Tymoszenko ma szansę na szybkie wypełnienie jednej z przedwyborczych obietnic. Nowy rząd może pozbawić RosUkrEnergo, które współpracuje też z PGNiG, prawa do sprzedaży gazu na Ukrainę. W jednym z kijowskim sądów toczy się sprawa przeciwko pośrednikowi w handlu surowcem. Prawnicy twierdzą, że porozumienie, na mocy którego RosUkrEnergo świadczy usługi, ma kruche podstawy prawne.

Jeśli uda się udowodnić, że firma, która należy do Gazpromu oraz dwóch ukraińskich biznesmenów Dmitrija Firtasza i Iwana Fursina, działa nielegalnie, Ukraina może zążadać od Rosji podpisania nowego kontraktu gazowego. Obecna premier już wcześniej deklarowała, że gdy dojdzie do władzy, postara się zrewidować umowę w sprawie dostaw paliwa, którą przedstawiciele starego rządu wynegocjowali na początku grudnia. Na jej podstawie Ukraina będzie płacić w przyszłym roku 179,5 USD za 1000 m sześc. surowca. Teraz RosUkrEnergo sprzedaje gaz Ukraińcom po cenie 130 USD za 1000 m sześc.

Julia Tymoszenko zwraca uwagę, że główną winę za wysokie ceny gazu ponosi pośrednik. Dlatego szefowa rządu postuluje, aby kontrakty gazowe zawierać bezpośrednio z Gazpromem. Sami Rosjanie też rozważają możliwość rezygnacji z usług Firtasza i Fursina. Jednak nie ma teraz mowy o negocjowaniu nowych cen.

Wczoraj ukraińska premier zapowiedziała, że do końca miesiąca nie będzie rozmów w kwestii zmiany warunków dostaw gazu, ale niewykluczone, że zaczną się po Nowym Roku. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom eksperci uważają, że rząd Tymoszenko nie dokona rewolucji w polityce energetycznej i generalnie będzie kontynuowana linia ekipy Wiktora Janukowycza.

Wszystko wskazuje na to, że kontrolę nad tą branżą przejmie skrzydło proprezydenckie. W nowym gabinecie ministrem odpowiedzialnym za energetykę został Jurij Prodan, człowiek z otoczenia prezydenta Wiktora Juszczenki. Dla równowagi Julia Tymoszenko chce wprowadzić swoich ludzi do zarządów spółek z sektora energetycznego. Premier zapowiedziała już, że zwolnieni zostaną prezesi koncernów Naftogaz Ukrainy oraz Energoatom.